Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Dzienniko-blog, czyli, co w piwie piszczy

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • baklazanek
    † 2014 Piwosz w Raju
    • 08-2001
    • 3562

    #16
    Postanowiłem, że dzisiejszy wpis będzie miał inną formę niż te poprzednie. Wiąże się to Waszymi licznymi listami do mnie, w których pytacie o różne sprawy dotyczące browarnictwa. Cieszę się, że uważacie mnie za osobę dysponującą nieprzeciętną wiedzą i darzycie sporą ufnością. Emaili nadchodzi tak dużo, że skrzynka zatyka się w ekspresowym tempie - maksymalna ilość wiadomości dla mojej poczty wynosi 5 sztuk - niczym odpływ wanny, w starej, nieremontowanej kamiennicy – w szczególności za sprawą najbardziej oddanego fana, który podpisuje się nickiem "spam".
    Dlatego postanowiłem odpowiedzieć tylko na część najciekawszych pytań. Pozostałe na pewno doczekają się mojej uwagi, co nastąpi we właściwej chwili.


    Na niektórych etykietach można znaleźć napis "Craft". Co to słowo oznacza w przypadku piwa?
    Jeżeli chodzi o samo słowo, to jest ono typowym przypadkiem amerykanizacji życia. Najprawdopodobniej jego początek wiąże się z niemieckim zespołem Kraftwerk. W pewnym małym browarze, usytuowanym w stanie Georgia, piwowar w czasie warzenia słuchał piosenki "Das Model", a ostateczny rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania. Piwo otrzymało wiele nagród i od tamtej pory zaczęto mówić o duchu Craftu.
    Muszę jednak uczciwie przyznać, że jest również druga teoria, które wydaje się bardzo naciągana. Otóż, piwowar zamiast słuchać utworu niemieckiej grupy, miał zajadać się czekoladą z firmy "Kraft", która wprowadziła go w istny błogostan. Los chciał, że była to biała odmiana tego przysmaku, i tak mu przypadła do gustu, że wrzucił kilka tabliczek do kotła warzelnego. W ten sposób miał powstać "White Chocolate Stout", oczywiście uwarzony z duchem Cratftu.

    Na forach internetowych można często znaleźć wzmianki o czymś takim, jak "DMS", ale nigdzie nie znalazłem wyjaśnień, czym dokładnie jest?
    Nie dziwi mnie to. Jest to temat, o którym niechętnie się rozmawia, niemal tak samo, jak o aferze FOZZ w kuluarach sejmowych. Uważa się, że DMS jest skrótem zastępczym od pewnych popularnych kolorowych słodyczy, ale jako, iż jest to marka chroniona, to nikt nie chce narażać się na odszkodowania. To tak w kwestii formalnej, a teraz już bardziej szczegółowo. Nie każdy przestrzega przepisów BHP i dlatego zdarza się, że pracownik coś tam przekąsi w miejscu produkcji. Gdy akurat zajadał się orzeszkami w czekoladzie i jeden taki wpadł do kadzi, albo otwartego zbiornika fermentacyjnego – straszny przeżytek, przecież tam musi dostawać się mnóstwo kurzu – to w końcowym efekcie otrzymywało się piwo o nieprzyjemnym aromacie. Jego zapach zależy od tego, jakiej barwy kulka dostała się w nieodpowiednie miejsce. Zielona odpowiedzialna jest za skojarzenia z brokułami czy groszkiem, żółta sprawi, że poczujemy kukurydzę i kiszoną kapustę, a czerwona przywiedzie na myśl buraka ćwikłowego. Na pewno nasuwa Wam się pytanie, co w przypadku, gdy różnego koloru kulki wpadną tu czy tam. Proste, warzywniak pełną gębą.

    Proszę mi wyjaśnić, na czym polega fermentacja spontaniczna?
    Jest to bardzo złożony i trudny proces, wymagający właściwej koncentracji oraz zaangażowania. Tak jak w przypadku piw niepasteryzowanych, nad którymi czuwa doświadczony piwowar, ażeby się nie spasteryzowały – bardzo ciężkie zadanie – tak i za fermentację spontaniczną odpowiada specjalnie przeszkolona osoba. Musi ona przypilnować, żeby wszystko działo się spontaniczne, bez żadnego planu. Na hasło "warzymy piwo", rusza do akcji i wsypuje do kotła zaciernego wszystko na oko, a nawet na parę oczu. Wykonuje przy tym różne dziwne ruchy, nierzadko śpiewając. Niby wszystko ma być zaimprowizowane, ale plotka głosi, że piwowarzy często ćwiczą ruchy przed lustrem i w barach z karaoke. Dalsze czynności wyglądają podobnie, chmielu na wyczucie, drożdży na intuicję, a fermentacja i leżakowanie zależą od rzutu monetą albo ilości straconych bramek przez polskich piłkarzy – stosuje się przy tym wylosowany mnożnik. Chociaż po meczu z Hiszpanami było to zbędne. No i jaki mamy na koniec efekt? Najczęściej taki, że większość czuje w takim piwie końską derkę, a cena powala z nóg.

    W wielu mocnych piwach – Bóg zapłać - czuć spirytus, czy rzeczywiście browary dodają go do piwa?
    Jest to mit, który już nie raz obalali znani, uznani i przystojni blogerzy. Do mnie można przypisać tylko te dwa pierwsze przymiotniki, dlatego tym temat się nie zajmowałem. Ale skoro przyszło takie pytanie, nie wypada go zbyć milczeniem.
    Jak już wspomniałem, dolewanie spirytusu do piwa nie jest prawdą. Wiele osób wskazuje na aspekt prawno-ekonomiczny, ja tam uważam, że chodzi o walkę z branżą gorzelnianą. Żaden browar nie chce dać jej zarobić, bo to w końcu, w jakimś tam stopniu, ciągle konkurencja.
    Skąd w takim razie ten zapach i posmak? Wiem od znajomego, który jest przedstawicielem handlowym pewnego browaru, znaczy się nie do końca jest, bo miał być, ale nie dostał tej roboty, zapomniał po prostu wysłać CV. Bądź co bądź, ewidentnie kontakt z branżą miał, więc wie co mówi. A zdradził mi, że browary dodają specjalnego aromatu, takiego jak do ciast, o zapachu spirytusu. Oczywiście wszystko jest identyczne z naturalnym, zdrowe i wręcz wskazane. I o to tajemnica naszych ulubionych piw.

    Czym się różni porter bałtycki od angielskiego?
    Różnica jest taka, jak między Olisadebe, a Davidem Jamesem(angielski bramkarz). Jeden przyjechał z zagranicy i zrobiono z niego polską wersję piłkarza, a drugi urodził się i wychował w Anglii. Rzecz jasna to nie wszystko. Pierwszy jest niższy i młodszy, a drugi wyższy i starszy – większe tradycje. James często zaliczał wpadki – w bramce, nie w łóżku – przez co uważam go za słabego, a Olisadebe potrafił dać czadu, więc oceniam go na mocniejszego. O barwie się nie wypowiadam, bo to już nie moje kompetencje.

    Comment

    • rowdy
      Senior
      • 03-2013
      • 121

      #17
      Wyczuwam spadek formy

      Comment

      • baklazanek
        † 2014 Piwosz w Raju
        • 08-2001
        • 3562

        #18
        - Ty czerwona mordo!
        - Przepraszam, że co?
        - Ty czerwona, parszywa mordo!
        W pobliżu nie było żadnego lustra – akcja działa się przy kasie sklepowej – więc nie mogłem spojrzeć czy dostałem wysypki, a może w drodze na zakupy dopadła mnie opalenizna. Nie pozostało mi nic innego, jak użyć mocnej riposty.
        - Ale, o co panu chodzi?
        - Nie udawaj, ty komunistyczny pomiocie, ubecki donosicielu. Już ja widzę, co z ciebie za menda, lubiąca schylać się pod prysznicem po mydło! Zejdź mi z oczu lewacki wybryku natury.
        Człowiek nawet piwa w spokoju nie może kupić, bo go jakiś obcy dziadek zwyzywa i prawie laską pobije, nie wspominając o chęci uduszenia filcowym beretem.
        W kieszeni krucho, bo od wypłaty zasiłku minął niespełna tydzień. Trzeba było wdrożyć wariant oszczędnościowy i zakupić złoty trunek o nazwie TiK – Tanie i Kopie – w czerwonej puszce. Niestety, był to mój największy błąd od czasu zamieszczenia ostatniego wpisu, za który zostałem strasznie obsmarowany i posądzony o zniżkę formy – wiem, to pewnie hejterzy, którzy zazdroszczą mi talentu. Po wyjściu ze sklepu, niezawodny i zawsze dobrze poinformowany Mieciu, wyjaśnił mi, że trzeba uważać na to, co się kupuje. Trwa obecnie piwna nagonka, która może dopaść każdego, nawet samego prezydenta czy braci Zduńskich. Najlepiej unikać czerwonego koloru i niskich cen, o tekście pisanym cyrylicą na opakowaniu nie wspominając.
        No dobrze, postanowiłem zmyć z siebie hańbę i udać się następnego dnia po inny trunek. Oczywiście zabieg ten wymagał niewielkiej pożyczki, której udzielił mi portfel mojego taty. Na szczęście „kredyt” jest nieoprocentowany i rozłożony na długie lata. Chociaż źródło powoli wysycha i będzie trzeba zaprzyjaźnić się z mamy torebką. No ale dość o moich finansach.
        Z samego ranka – dla mnie zaczyna się o 11, czasem godzinę później - znalazłem się przed najlepszym regałem w spożywczaku. Wiedziałem czego unikać, ale na wszelki wypadek zrezygnowałem również ze swoich ulubionych marek, których cena mogła mnie narazić na nieprzyjemności. Sięgnąłem więc po coś nowego, co miało brązową etykietę i kosztowało ponad 3zł – kradzież z rozbojem. Pewnie nie da się tego pić, ale dla dobrej reputacji mogę się poświęcić.
        - Tii łysy ch…, tii faszystowska świnio obsikana przez osła, nacjonalistyczny degeneracie pijący piwa z browaru Mykubiak. Tii śmieciu wytarzany przez wiatr w psiej i ptasiej kupie.
        Zgłupiałem totalnie, jakiś chłopak w różowych spodniach – rurkach – i fioletowej koszuli mieszał mnie z błotem, a raczej z odchodami. Musiałem zareagować.
        - Możesz mnie chłopcze nie obrażać?
        - Co, grozisz mi, tak? Tylko na tyle ciebie stać, tii prostacki prostaku o prostej konstrukcji? Tylko bić potraficie, rzucać kamieniami i wyżywać się na mniejszościach. Tii goebbelsowski homofobie!
        Wybiegł przerażony ze sklepu i tyle go widziałem. W porządku, idę po inne piwo, bo widzę, że coś jest nie tak. A i żeby była jasność, wcale nie jestem łysy! To, że mam zakola i „mnicha” nie oznacza problemów z wypadaniem włosów.
        Tym razem specjalnie sięgnąłem po coś konkretnie drogiego, Napad Drożdżaka za 8 zł - kradzież z rozbojem i gwałtem. Nie zdążyłem ujść 5 metrów, gdy usłyszałem;
        - Wersalu się zachciewa burżuazyjny gnoju różnoraki? Zwolenniku prywatnej służby zdrowa i opylaczu manufaktur. Jesteś nędznym, nic nieznaczącym lemingiem, który żeruje na krzywdach biednych osób, zabierając im ostatnie złotówki oszczędzane na komunijne laptopy i skutery dla wnuków!
        Pani się popłakała i poszła na dział mięsny, zostawiając mnie w osłupieniu z poczuciem totalnej beznadziejności oraz marnej jakości własnej duszy. Jedyny plus był taki, że nie zostałem na razie posądzony o: spowodowanie katastrofy smoleńskiej, zawieranie tajnych układów w Magdalence, maczanie palców w budowie fabryki osocza i bycie kumplem Rysia i Grzesia.
        Cofnąłem się 5 kroków i odstawiłem butelkę na miejsce. Wybór pozostawał naprawdę znikomy, ale za to zapowiadało się, że tym razem uda mi się bezpiecznie przebrnąć przez meandry sklepowej polityki i układów społecznych. Sięgnąłem po importowane piwo, bacznie się przyglądając czy nie czai się nigdzie licho. Idę, będzie dobrze. Frajer ze mnie, dobrze to może być w parlamencie europejskim, a nie tutaj.
        - Co, zagraniczne piwko się popija? Krajowe nie smakuje? Gardzimy rodzimymi produktami, tak? Zdrajca! Imperialistyczny knur, zwolennik wykupu polskiej ziemi przez obcych, kochaś Unii Europejskiej, konkwistador gruntów rolniczych!
        Wiedziałem już, co muszę zrobić. Wezmę po jednym piwie z każdej opcji i powinienem mieć spokój. Ależ nie, spokój to tylko w państwowej spółce. Tym razem cała grupa klientów na mnie naskoczyła.
        - Oportunista, chorągiewka na wietrze, lizus, sprzedawczyk, karierowicz, Kamiński i Czarnecki, judasz! Precz z naszego osiedlowego sklepu, bo na taczkach wywieziemy. Nie chcemy tu takiego lewackiego nacjonalisty o poglądach imperialistyczno-destrukcyjnych.
        - No to, jakie piwo w końcu mogę pić, żeby nikomu to nie przeszkadzało!?
        - Z małych polskich browarów. Nie, z dużych. Takich, których właściciel jest katolikiem. Nie, musi być buddystą i zatrudniać Ukraińców. Nieprawda, powinien być dobrym ojcem i warzyć piwa bez dodatku żółci baraniej. Najlepiej żeby były to piwa puszkowe i o smaku rabarbaru…
        - Ludzie, może tak konkretniej?
        - A pij pan co chcesz. W sumie gówno nas to obchodzi, w mediach szum się już skończył, więc przestajemy się tym interesować.
        I tak udało mi się odzyskać nienaganną opinię i spędzić wieczór w towarzystwie kilku puszek Doktora Procenta podwójnie niechmielonego.

        Comment

        • rowdy
          Senior
          • 03-2013
          • 121

          #19
          http://browar.biz/forum/images/smilies/br/biggrin.gif

          Dobrze, że nie wziąłeś Drożyzna Atakuje za 11 zł

          Comment

          • tfur
            Senior
            • 05-2006
            • 1303

            #20
            a ić pan lepij do branżowego! spokój tam, ludzie nienerwowe...
            a za dodatkowe opłate można loże ważniacko na zapleczu nająć
            a tam ze spokojem wypić, co sie komu podoba, to nikt nie zoczy
            ukłony
            veni, emi, bibi

            Comment

            • baklazanek
              † 2014 Piwosz w Raju
              • 08-2001
              • 3562

              #21
              Kopną mnie prawdziwy zaszczyt. Nie, nie zostałem twarzą kampanii społecznej „Przytul Alkoholika”, choć do ostatniej chwili byłem brany pod uwagę. Stało się coś o wiele ważniejszego, napisał do mnie pewien Lord, chyba z Estonii albo Anglii, zresztą bez znaczenia. Nie ujawniam jego nazwiska, gdyż mógłby sobie tego nie życzyć. Wiem, że dla Was to może nic nadzwyczajnego i dostajecie regularnie przesyłki od króli, ministrów czy innych sołtysów. Do mnie jednak, ktoś tak ważny napisał pierwszy raz. Do tej pory zaszczycili mnie swoimi listami prokurator i komornik, ale ton bijący z korespondencji nie zachęcał do nawiązania bliższych kontaktów.
              Czegóż chciała ode mnie jego lordowska mość? Okazuje się, że z uwagą śledził moje dotychczasowe wpisy i zastanawiał się, czy nie mógłbym zamieścić recenzji jego najnowszego piwnego wyrobu o smaku aronii. Dla zachęty przysłał dwie pełne butelki i zestaw gadżetów – czyli to, co my blogerzy lubimy najbardziej. Oczywiście to żadne przekupstwo, niech Wam nawet się tak nie kojarzy. Zwykła wdzięczność i sposób okazania szacunku za dobrze wykonywaną pracę na rzecz rozwoju browarnictwa i szerzenie piwnej kultury, tak to przynajmniej sobie tłumaczę. Lord pomyślał o wszystkim i przysłał nawet kilka pyz na zagrychę.
              Nie mogłem go zawieść, wiedziałem, że muszę przygotować recenzję, którą będzie mógł się pochwalić w Tallinie lub wśród swoich duńskich przyjaciół, o których mi wspominał. Zanim jednak wziąłem się do ciężkiej pracy, polegającej na kopiowaniu ciekawych ocen innych internautów – coś tam miało być o Eastwoodzie i pocie TIR-owca – postanowiłem dokładniej przyjrzeć się nadesłanym prezentom, za które miałem się sprzedać, znacz się, propagować nowe style. Najwyraźniej moja cena nie była zbyt wysoka, a wręcz śmiesznie niska. Nie dość, że wszystkie przedmioty miały nadrukowane nazwisko Lorda, to były jeszcze w kolorze fioletowym! No, a gdzie ja się pokażę na mieście z torbą na laptopa w takim kolorze? Znowu mnie zwyzywają od lewaków i przyjaciół Eltona Johna. Domyśliłem się, że to pewnie rzeczy, które używała córka Lorda w szkole, dlatego były podpisane. Tatuś kupił nowe, a starymi chciał podstępnie przekupić uznanego blogera. Aż tak sprzedajną dziwką nie jestem. No może, gdyby gadżety były w kolorze czarnym albo szarym, to bym przymknął oko. Najgorsze było to, że przyszła myszka komputerowa i wspomniana torba, ale nigdzie nie było śladu komputera! Sądzę, że jak nadsyła się takie rzeczy, to wysłużony laptop córki też można zapakować. Widocznie maniery nie są mocną stroną faceta, a i polski obyczaj „dawaj albo dostaniesz w mordę” jest mu obcy.
              W przypływie irytacji najpierw postanowiłem spróbować nadesłanego piwa, w końcu mam je za darmo, więc nie wyleję. No chyba, że byłoby z jakiegoś dziwnego, małego browaru, wtedy w kanał idzie niemal z automatu. Tak, jak to miało miejsce z ostatnim prezentem od wujka. Piwo nazywało się „Sen Aborygena” i miało sugerować ciemny kolor – jak sen, to przeważnie noc – i australijskie drożdże przechowywane od wielu pokoleń przez rdzenną ludność tego kraju. Oczywiście wszystko musiało zostać wyjaśnione na etykiecie, bo inaczej człowiek by na to nie wpadł. A mogli po prostu je nazwać „Piwo ciemne”.
              Soczek w piwie lubię, szanuję i podziwiam tego, kto wymyślił połączenie obu trunków. Ale jakoś w tym wypadku aronia nie chciała mi przejść przez gardło. Wyraźnie coś mnie gryzło, szczypało i drażniło nozdrza. Szybko zidentyfikowałem wadę, która przybrała postać pytania świdrującego mi głowę „Gdzie jest mój cholerny laptop, albo nowe gadżety?”. Pozytywna odpowiedź pozwoliłaby na smakowity odbiór piwa i wypasioną recenzję. Trzeba było wysmarować maila do Lorda i dowiedzieć się, czy da się jakoś rozwiązać zaistniałą sytuację. W związku z tym napisałem, że poczułem się jak obywatel groszej kategorii mieszkający w Garażu i dlatego oczekuję przeprosin w postaci, o której wspominałem.
              Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Wyjaśniono mi, że wszystkich blogerów, których wytypowano, kupiono tymi samymi gadżetami – Lord musi mieć dużo córek – i żebym nie był zachłanny, bo nie dostanę do przetestowania Uchocimia Lekko Nadpalonego z darmowymi „reklamówkami” w postaci zwęglonego otwieracza i okopconego kufla. Już miałem się obrazić za próbę szantażu i zamieścić recenzję produktu konkurencji – Lorda Henia – ale w sumie nowe szkło mi się przyda, więc rabanu robić nie będę. Podziękowałem, wymieniłem uprzejmości i ze smakiem wypiłem aroniowe piwo. Istny delikates, naprawdę polecam, a przez gardło przechodzi jednak bardzo gładko.

              Comment

              • Ravf
                Senior
                • 06-2013
                • 264

                #22
                Dzieje się coś jeszcze na rynku piwnym czy można już wracać do Narty Grzejnik?

                Comment

                Przetwarzanie...
                X
                😀
                🥰
                🤢
                😎
                😡
                👍
                👎