Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Dzienniko-blog, czyli, co w piwie piszczy

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • baklazanek
    † 2014 Piwosz w Raju
    • 08-2001
    • 3562

    Dzienniko-blog, czyli, co w piwie piszczy

    W związku z panującą modą, której nie dało się oprzeć, moje drugie „ja” postanowiło założyć w tym miejscu dzienniko-bloga, komentującego piwną sytuację. W miarę systematycznie powinny pojawiać się nowe wpisy - chyba, że hejterzy mnie zlinczują
    ------------------------------------------------------

    Świat zwariował! A może nigdy nie był normalny? Co prawda, sam byłem posądzany o szaleństwo, a wynikało to z rozpuszczonej plotki, jakobym bez odzienia kierował ruchem ulicznym w godzinie szczytu. Wierutne kłamstwo, miałem na sobie wtedy skarpetki i trwało to zaledwie minutę.
    Ale do rzeczy. Wszedłem wczoraj do pewnego sklepu, żeby zakupić szczotkę do „tronu” – zdecydowałem się na pomarańczową, z miękkim włosiem firmy BłyszczyLeta, naprawdę polecam - a przy okazji rzucić okiem na dział monopolowy. Wiadomo, weekend w trakcie, a po niedzieli też nie można sobie odmawiać procentowej przyjemności. Wchodzę na dział, niewielki ruch, regały pełne, mój ulubiony trunek w puszce stoi na samym dole i czeka na mnie - ja też za nim tęsknię, gdy nie ma go w pobliżu. Kilka kroków dalej, jakiś facet przebiera nogami przy półce z dziwnymi piwami. Bierze do ręki różne butelki i studiuje etykiety, jakby były podręcznikiem do filozofii. Co on chciał tam wyczytać? Może szukał przepisu na danie w siedem minut, ale najwyraźniej piwo pomyliło mu się z obiadkami w proszku. Zaczął też je obserwować pod światło i robić dziwne miny. Nie wiem czego wypatrywał, ale raczej nie klopsików.
    Wiem natomiast, że wzrok miał tak dobry, jak nietoperz w okularach przeciwsłonecznych. Wybrał 3 sztuki i poszedł do kasy. Zerknąłem, co on tam wziął. Ludzie, co za gamoń musi z niego być! Piwa drogie, jak organy na czarnym rynku, a w dodatku wszystkie zepsute – piwa, nie organy. W butelce była jakaś mętna ciecz i w dodatku z podejrzanym osadem na dnie. Już prawie pobiegłem za biedakiem, żeby powiedzieć mu o tych wszystkich wadach, ale szybko się zreflektowałem. Zrozumiałem, że to pewnie jeden z tych hipsterów, o których można wyczytać na różnych forach internetowych. Udaje przed znajomymi twardziela i chce się na siłę wyróżnić, a później poznaje „urokliwe” zakamarki porcelany. Mam nadzieję, że kupił produkt BłyszczyLety, bo w przeciwnym razie nie zazdroszczę jego współlokatorom.
    Kupiłem moją ulubioną Nartę Mocną z sympatycznym góralem w stroju kaszubskim i wróciłem do domu, żeby rozmyślać o upadku polskiej kultury picia piwa. Do niedawna spożywaliśmy nasze rodzime trunki nie przejmując się konwenansami. Na ławce, w parku i pociągu, prosto z butelki lub puszki, na stojąco oraz leżąco. W nasze gardła wlewaliśmy pyszne piwa uwarzone przez mistrzów piwowarskich według średniowiecznych receptur na krystalicznie czystej wodzie, pochodzącej z arktycznych lodowców. Ale przez takich ludzi jak ten gość od zepsutego piwa, nadchodzi kres naszej tradycji! Dlatego postanowiłem założyć ten dziennik i próbować walczyć z zagrożeniem. Będę Wam udzielał porad i pisał o negatywnych zjawiskach, Żebyście czasem nie zbłądzili i nie poszli hipsterską ścieżką.
    Trzymajcie się i do następnego wpisu.
  • baklazanek
    † 2014 Piwosz w Raju
    • 08-2001
    • 3562

    #2
    Jestem po lekturze intrygującego artykułu, który wstrząsnął mną prawie tak mocno, jak kolejne zalanie Wisłostrady panią bufetową z warszawskiego ratusza. Nigdy nie lubiłem czytać, co wiązało się zapewne z awersją do języka polskiego, a dokładniej do nauczyciela, który co lekcję puszczał do mnie oko i próbował zaprosić na prywatne korepetycje u niego w domu. Żeby była jasność, nigdy nie skorzystałem tej propozycji!
    Przełom w moim życiu nastąpił, gdy w ręce wpadł mi dziennik „Pakt”, od razu zacząłem przypominać sobie zasady pisowni oraz składanie literek, no i niestety wspomnianego belfra.
    W ostatnim numerze tej szacownej gazety, był bardzo rzetelny artykuł poświęcony polskim piwom z małych browarów – nie wiedziałem, że takie relikty jeszcze istnieją. Wypowiadali się eksperci pracujący dla firm marketingowych i zawodowi kiperzy piwni. Już dawno żaden materiał tak mocno mną nie wstrząsnął. Ostatni raz był chyba wtedy, gdy dowiedziałem się, że jakaś posłanka potrafi „coś tam”. A ja naiwny myślałem, że nasi parlamentarzyści nic nie umieją! Jakież pokrzepienie w moim sercu nastąpiło i jednocześnie odżyła nadzieja, że jednak nasze głosy wyborcze się nie marnują. Świetne uczucie.
    Wiem, odbiegam zbytnio od tematu, więc do rzeczy. Fachowcy twierdzą, że małe browary do swoich produktów stosują różne dziwne i podejrzane składniki! Czujecie to? Pewnie nie, bo nieznane piwa omijacie szerokim łukiem, tak jak ja – i dobrze robicie. Mają wrzucać do kadzi kolorowe tabletki, niczym te od pana Zająca, co naprawiał pralki, nie wspominając o tych, co pomagają zachować sztuczne szczęki w należytym stanie. Skandal! Co to ma być? W piwie się kamień osadza, żeby je traktować takimi specyfikami? Mało tego, dolewa się do piwa żółci ze świnek morskich. Ponoć ma to wpływ na lepsze orzeźwienie, niczym morska bryza – dobrze, ze nie świńska.
    Sądzicie, że to już wszystko? To się grubo mylicie. Jednym ze składników ma być również kukurydza. To akurat mnie nie dziwi, bo kiedyś na degustacji w markecie wąchałem jakieś podejrzane piwo, które dawało strasznie warzywami. Wtedy się dziwiłem, ale teraz już jest wszystko jasne. Nie wyjaśnili tylko, w jakiej formie ją wrzucają, całe kolby, a może z puszki? Jeden gość, to nawet stwierdził, że piwo fermentuje w otwartych kadziach! Przecież to jest niebezpieczne dla zdrowia! Kurz, robaki i inne ciała obce mogą się tam dostać. Ja rozumiem życie w zgodzie z naturą, ale żeby aż tak? Później dają na etykiecie pieczątkę „produkt ekologiczny” i trzeba wyskakiwać z 10 zł za takie „cudo”.
    Jak to dobrze, że jestem normalny i piję tylko porządne trunki ze znanych browarów, które tak zachwalali wspomniani eksperci. A PR-owcy to się wręcz nim zachwycali. A przecież nie mogą się mylić, bo za swoją pracę biorą grubą kasę i muszą wiedzieć w czym rzecz.
    Jeżeli podkusi Was kiedyś, żeby sięgnąć po piwo z browaru, o którym nawet ABW i CBA nie słyszało, to lepiej pomyślcie sobie o tych biednych świnkach morskich. Jeszcze źle ją piwowar wyciśnie i trafi się ekstra dodatek. Pijcie to, co sprawdzone, a nie będziecie żałować. Wznoszę Wasze zdrowie, tym razem Nartą jasną niewoskowaną.

    Comment

    • baklazanek
      † 2014 Piwosz w Raju
      • 08-2001
      • 3562

      #3
      Doprawdy, nie wiem, co mnie podkusiło, żeby pójść na mecz do Cześka bez własnego piwa. Do dzisiaj zawsze kupowałem własny browar, dzięki czemu nie musiałem sępić go od innych. Zawsze denerwowały mnie osoby przychodzące do kogoś w odwiedziny bez własnego prowiantu, nie mówiąc już o tych, których ja mam gościć. Nie masz własnego piwa i chipsów? To kopni się do Stonki albo Kijanki, a jak nie, to wypad do domu. Co ja sponsor jestem, czy co? A może wyglądam, jakbym pracował dla Gazpromu, a nie w galerii handlowej za 5 zł na godzinę?
      Spokojnie, nie jestem hipokrytą. Wiem doskonale, że Czesiek również nie pracuje dla rosyjskiego potentata gazowego, a do stanowiska dyrektora Kolei Śląskich równie mu daleko, jak mi do pisemnego stylu najlepszych blogerów. Co zrobić jednak, gdy w portfelu pustka? A prawie każdy wie, że średnia zarobków to 5 tysięcy, ale w 5 miesięcy, i to z nadgodzinami!
      Wiem również, że jak się nie ma miedzi, to się na 5 literach siedzi, ale nie mógłbym odpuścić meczu naszej reprezentacji. Zwłaszcza, że ostatnio zagrali świetne spotkanie i ograli groźną Grenlandię. A co z moim telewizorem? Komornik zabrał, no w sumie wziął tylko kineskop, bo obudowę zarezerwował sobie windykator. Nawet dobrze się stało, bo i tak miałem kupić nowy z odbiorem cyfrowym. Teraz nie będę musiał targać starego do sklepu – w sensie telewizora, bo ojca zabieram na podpisanie umowy ratalnej.
      Postanowiłem, że pójdę na mecz i jakoś wytrzymam bez piwa. Jestem przecież twardy, inaczej nie poradziłbym sobie, ze śmiercią Ryśka z klanu. Czesiek się zdziwił, że mam puste ręce, a z plecaka nie wydobywa się brzęk szkła lub odgłos zderzających się puszek. Dokładnie pisząc, jego reakcja była taka, jak polityka, który dowiaduje się, że zabrali mu dodatek paliwowy – szok i konsternacja. Po chwili doszedł do wniosku, że sobie żartuję i za drzwiami zostawiłem całą zgrzewkę piwa. Następnie stwierdził, że pewnie jestem ciężko chory, a nawet stoję już nad grobem – co by tłumaczyła moja blada cera i ostatnia wizyta u urologa, o której mu wspominałem. Musiałem w końcu wyjaśnić, w czym rzecz, inaczej zacząłby doszukiwać się spisków, jak pewien sympatyczny facet z partii opozycyjnej.
      Do tego momentu wszystko było w porządku. Nawet już mecz się zaczął, a taki jeden grał jak zwykle cały czas do przodu. Czesiek, to porządny gość, a zarazem mój najlepszy kumpel, więc próbował mnie częstować swoimi zapasami. Konsekwentnie odmawiałem i broniłem się niczym bałwan przed wakacjami na Seszelach. To utwierdziło go w przekonaniu, że jednak jestem chory, przecież ja nigdy piwa i pacierza nie odmawiam. Gdy jednak Madagaskar strzelił nam gola, a później następnego, uznałem, że bez znieczulenia nie dotrwam do końca. Przynajmniej Czesiek okazał radość, że będzie miał się z kim napić. Posiadał nawet odpowiednie piwo, które dostał od wujka, a sam obawiał się go skosztować. Nazywało się Kondor – szkoda, że nie Sęp – i wyglądało dosyć podejrzanie. Po odkapslowaniu rozpoczęła się nasza gehenna! Ludzie, co to był za dramat! Dziady to przy tym komedia. Zapach jakiś dziwny, jakbyśmy byli w kwiaciarni, a może w lesie? A wierzcie mi, nie jestem fanem kwiatków, a las mi się źle kojarzy odkąd… zresztą, to osobista sprawa.
      Jak już napisałem, jestem twardy, w czym mój kumpel mi nie ustępuje. Udowodnił to oglądając 8 godzinne wystąpienie jakiegoś brodatego kubańskiego polityka. Nie wypadało się na tym etapie poddawać, choć na pewno EPO by się przydało, ale nie chcieliśmy oszukiwać, w końcu do kolarzy nam daleko. Wrzuciliśmy kolejny bieg i walnęliśmy po łyku. W życiu żałowałem 4 rzeczy: rzucenia się w samych kąpielówkach w pokrzywy, nie spróbowania poderwania pani z geografii w 7 klasie i sprawdzenia czy jestem szybszy od grupy skinów – no i tego wydarzenia w lesie. Dzisiaj doszła kolejna. Spróbowanie piwa o ptasiej nazwie było moim kolejnym egzystencjalnym błędem. Kto mi wyjaśni, jak piwo może przypominać w smaku herbatę parzoną z 16 torebek w niewielkiej filiżance? Nie znajduję odpowiedzi. To pewnie wynik otępienia, które przeniosło się z kubków smakowych na głowę. Czego oni dodali do niego? A może było zepsute? Na pewno tak, w końcu piwa nie powinny być gorzkie! Chmiel? Jakieś odmiany chilijskie, peruwiańskie i ekwadorskie wymieniono na etykiecie. Ale to nie może o to chodzić! Niegdyś moje ulubione piwo, było podwójnie chmielone i to najlepszymi gatunkami – w dodatku specjalnie wyselekcjonowanymi – a wchodziło gładziutko.
      Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będę czuł smak i zapach. Na wszelki wypadek jutro idę do prawnika na konsultacje, ale najpierw do lekarza zrobić obdukcję. Nie zostawię tak tej sprawy. To traumatyczne wydarzenie może spowodować u mnie piwowstręt. Martwię się też o Cześka. Musiałem dzwonić po karetkę, żeby go zabrała, tak źle z nim było. Ratownik powiedział, że nie daje mu dużych szans, ale to samo mówili o mnie, gdy okazałem się wolniejszy od grupy skinów. Jutro go odwiedzę, mam nadzieję, że mnie rozpozna.
      Dobra zmykam, bo zaczynam znowu dostawać gorzkawych drgawek.

      Comment

      • baklazanek
        † 2014 Piwosz w Raju
        • 08-2001
        • 3562

        #4
        Nigdy nie uważałem się za łatwowiernego i naiwnego. Nie wierzyłem w spiski, układy, UFO, konszachty polityków z przedsiębiorcami czy zaniżanie gramatury przez producentów ciastek i chipsów. Dlatego z dużą rezerwą podszedłem do zamieszczonej w sieci wiadomości o powstaniu masońskiego browaru. W jego planach zapowiedziano produkcję krwawego piwa „Czerwony Ozyrys”, uzyskanego z ofiar składanych wielkiemu mistrzowi oraz „Rozpustne G”, powstające podczas seksualnych orgii. Nie wiem, co ma do tego akurat ta litera alfabetu, ale zapewne ma to związek ze słowami mojej byłej „Punktu G, to byś nawet z teleskopem Hubble’a nie znalazł”. Do dzisiaj nie wiem, o co jej chodziło.
        Wracając do masonów. Siedziba browaru jest jeszcze nieznana, ale spekuluje się, że ich zakład powstanie wśród ukrytych tuneli wydrążonych w Górach Sowich, lub w Klewkach. Sprzęt ma być dostarczony przez firmę Benjamin & Theodore. Innych szczegółów nie podano.
        Pod uwagę wziąłem 3 opcje. Jest prima aprilis – nie zgadzały się daty. Poseł Nieścierewicz miał sen, w którym kazano mu pić piwo uwarzone przez czarnoskórych Izraelitów o skłonnościach homoseksualnych i lewackich poglądach, jeżdżących dodatkowo na nartach oraz palących cygara – okazało się, że parlamentarzysta nie sypia, gdyż rozmyśla nieustannie o tym, dlaczego w bułce tartej nie ma bułki.
        Pozostała ostatnia możliwość, która mnie przerażała. Informacja podana w mediach jest błędna, a przecież dziennikarze się nie mylą! Są idealni i wszechwiedzący.
        Jako, że w piwnym świecie obracam się nie od wczoraj, lecz od miesiąca, mam już kilka kontaktów w branży. Wypytałem Mietka – w celu ochrony moich źródeł podaję zmienione imiona – spod monopolowego, zadzwoniłem do Krysi z kotłowni i wysłałem smsa do brata kolegi, którego ciotka zna kogoś, kto kiedyś widział jakiś browar za ogrodzenia.
        Z zebranych materiałów wyłonił się następujący obraz. Tak naprawdę to nie są żadni masoni, tylko wielbiciele Marilyna Mansona. Nie zamierzają składać ofiar z ludzi, tylko ze słodu. Jedyna informacja, która się zgadza, dotyczy rozpusty, piwnej rozpusty. Choć Mietek wspominał, że innego tupu igraszki też nie są obce założycielowi browaru – ponoć lubi figle w wannie wypełnionej porterem.
        Odetchnąłem z ulgą, dalej mogę wierzyć w przejrzystość i uczciwość świata, choć dziennikarze nadszarpnęli trochę mojego zaufania – założę się, że ten artykuł pisał jakiś praktykant na stażu, który ma umowę o dzieło. Idę się zrelaksować przy nowej Narcie Mocnej, 6 razy niepasteryzowanej i 2 razy niefiltrowanej.

        Comment

        • baklazanek
          † 2014 Piwosz w Raju
          • 08-2001
          • 3562

          #5
          Kolega wyciągnął mnie wczoraj do nowego baru, a raczej pubu, bo tak się ponoć teraz mawia. Zachwalał, że lokal pierwsza klasa i ponoć duży wybór piwa. Nie powiem, babeczki przychodzą tam całkiem niezłe, a i faceci całkiem do rzeczy, nie żebym przejawiał słabość do nich, chyba mi wierzycie? No dobra, już się nie pogrążam.
          Ale w temacie piwa, to jedna wielka porażka, większa od afery z dachem na stadionie narodowym. Dawno nie widziałem w knajpie, tak drogiego piwa! Gdy po jego zamówieniu, kelner powiedział do mnie „12 zł”, to poczułem się jakbym siedział w Sheratonie i zamawiał Dom Perignon. Skąd mogę mieć takie porównanie? Myślicie, że taki prowincjusz ze mnie? Grubo się mylicie. Co prawda w samym hotelu nie byłem, ale widziałem wnętrze przez szybę, dyskretnie spożywając nieopodal Operatora Wszechmocnego, który na pewno smakuje lepiej niż drogi szampan. Mogę więc spokojnie stwierdzić, że czułem się prawie jakbym pławił się w luksusie.
          Na szczęcie kumpel powiedział, że stawia kolejkę, gdyż on mnie zapraszał, no i dostał sędziowską wypłatę, a dodatkowo wygrał trochę forsy u bukmachera stawiając, na którąś z polskich tenisistek. No dobrze, skoro tak, to wyjątkowo nie będę się sprzeciwiał. Ale po chwili los przestał się do mnie uśmiechać, o czym mogła świadczyć nazwa piwa. Składając zamówienie poprosiłem po prostu o piwo, a kelner podając mi je mówi „chim cánh cụt”. Od razu się we mnie zagotowało! Zaczął mnie obrażać w dziwnym języku i myśli, że nie zareaguję. Już miałem go bić po mordzie i patrzeć czy równo puchnie, jak to doradzał pewien sympatyczny polityk, ale zostałem powstrzymany przez kolegę. Okazało się, że to wietnamska nazwa trunku, która oznacza pingwina. Jak można nazwać tak piwo!? Niby dodali słodu pszenicznego ściąganego z Hanoi, ale to pewnie ściema. Było jeszcze drugie, które zwało się vaddisznó, na węgierskich drożdżach. Podejrzewam, że raczej chodzi o żółć z pingwina i dzika, które pewnie dodali w czasie produkcji.
          Już na pierwszy rzut oka było widać, ze z piwem jest coś nie tak. Mega gruba piana, zamiast na 2 palce niemowlaka, to na dłoń kowala lub drwala. Sztucznie produkują pianę i upychają ją w kegu. To jeszcze wytrzymałem, ale zapachu już nie zniosłem. Goździkowy! Ewidentnie zepsute piwo! Nie dziwię się, że ludzie coraz rzadziej piją w knajpach. Tego było za wiele i zapowiedziałem, że wychodzę. Chciałem napić się porządnego piwa, a nie czuć się, jak w zoo. Kolega się ugiął – kelner oczywiście nie oddał pieniędzy za zepsute piwo – i poszliśmy do innego lokalu.
          Sądziłem, że trafiliśmy w fajne miejsce, gdyż mieli 10 nalewaków. W takim przybytku na pewno będą mieli coś dla mnie. Podobne myśli musi mieć nowy radny, który widzi wielość komisji do wyboru i wie, że w każdej będzie mu dobrze. Nauczony zwierzęcą lekcją postanowiłem od razu udać się do baru i zrobić zwiad. Było jeszcze gorzej! Na kranach były obrazki przedstawiające mnichów grających w gumę, księdza w klubie gogo i zakonnicę ujeżdżającą kapibarę. Nie napiszę, co było na innych, gdyż się wstydzę. I tak musiałem iść do kościoła i wyspowiadać się, w jakim diabelskim przybytku gościłem.
          Na domiar złego, jakaś dziewczyna chciała zamówić piwo z sokiem! Strasznie się zdegustowałem, niczym policjant z 20-letnim stażem w drogówce zapytany o to, czy kiedykolwiek wziął łapówkę. Wyobraźcie sobie, że nie mieli soku! Jeszcze barman powiedział, że to nie wypada dolewać go do piwa. Bezczelny gość, raz, że chamski, a dwa, to nie zna się na swojej robocie. Wiadomo, że czasem warto dodać soczuś do piwa, wtedy lepiej wchodzi. Niesmak pozostał duży, porównywalny do starego kapcia w ustach, który przeleżał kilka lat za zakurzoną meblościanką, obleziony dodatkowo przez pająki. Wierzcie mi, wiem co piszę – stary przegrany zakład.
          Rozczarowany i kompletnie zdegustowany postanowiłem udać się do dobrze znanego mi baru „U Ochlaptusa”, gdzie mogłem w spokoju napić się niemalże zmrożonej Narty, nalanej bez piany i oczywiście z dodatkiem malinowego syropu – jak szaleć, to na całego.

          Comment

          • yoda79
            Senior
            • 01-2013
            • 861

            #6
            Dobre

            Comment

            • fidoangel
              Senior
              • 07-2005
              • 3489

              #7
              Masz piwo, przy okazji, a po guście widzę, że i na dwa wystarczy .
              "nie zostanę onanistką bo jestem anarchistką" :)

              Widziałem u Dori i Kopyra i też tak myślę: Browar to nie apteka :))

              Poszukujesz wiedzy na temat browarnictwa amatorskiego?
              Przeczytaj >>>>FAQ<<<<
              Sprawdź >>>Przewodnik<<<

              Comment

              • baklazanek
                † 2014 Piwosz w Raju
                • 08-2001
                • 3562

                #8
                Funkcjonowanie w nieświadomości bywa nierzadko przyjemne i beztroskie. Pozbawieni problemów i egzystencjalnych rozważań, jakie mogłaby przynieść wiedza na dany temat, skupiamy się na innych rzeczach. Ale, gdy nagle dowiadujemy się prawdy, nasze życie zmienia się o 180 stopni, albo o 360 – jak twierdził pewien dziennikarz. Taki "obrót" nastąpił u mnie niecały tydzień temu. Mój świat stanął na głowie, politycy przestali mnie śmieszyć, kobiety już mi się nie podobały, a piwo straciło swój niepowtarzalny smak! A wszystko to za sprawą artykułu prasowego.
                Idąc w zeszły poniedziałek do delikatesów alkoholowych, po mój ulubiony trunek, nadziałem się na Miecia, który z daleka krzyczał do mnie o jakiejś bombie. No cóż, pewnie był zamach na córkę premiera albo piosenkarka Joda ma romans z prezydentem.
                Ale nie, nastąpiło coś o wiele gorszego! O zgrozo – nie mylić ze znanym forumowiczem jeszcze bardziej znanego serwisu internetowego – w gazecie Wyborowej napisali, że browar warzący Nartę Słabą i Mocną, nie używa do ich produkcji wody w postaci płynnej, tylko przygotowuje je na bazie sproszkowanego substytutu. Nie mogłem w to uwierzyć. Wiem, że głównym składnikiem piwa jest chmiel, ale sądziłem, że trochę wody też się dodaje. Moja pewność została zachwiana. Dziennikarze Gazety Przepiórczej to bystrzaki, i gdyby kręcono 5 część "Najlepsi z Najlepszych" na pewno znaleźliby się w obsadzicie tego filmu.
                Browar w Siedziajsku wydał już oświadczenie, w którym oznajmił, że rozesłał emaile do wszystkich uznanych blogerów, zajmujących się tematyką piwną, żeby na własne oczy mogli się przekonać jak wygląda prawda. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłem sprawdzić moją skrzynkę odbiorczą. Dla takiej uznanej persony jak ja, na pewno znajdzie się miejsce wśród zaproszonych. Wiadomości jednak nie było. Musieli pomylić mój adres albo elektroniczny listonosz wziął sobie L4. Od razu chwyciłem za telefon i wykręciłem numer do działu marketingu. Udawali, że niby nie wiedzą z kim mają do czynienia i nikt nigdy nie słyszał o moim dzienniku. Wiem, że przemawiała przez nich zazdrość, a moje kolejne wpisy śledzą z zapartym tchem. A gdy się nie pojawiają, to z niecierpliwości dostają rozwolnienia i nakręcają interes producentom papieru toaletowego. Ton zmienili dopiero wtedy, gdy zagroziłem im, że obsmaruje ich w radiu Przetrwam, gdzie mam świetne kontakty. Raz widziałem prezesa tej stacji w telewizji, a koleżanki brat dowozi pracownikom pizzę! Najważniejsze jednak, że zaproszenie zostało potwierdzone i mogłem zacząć się pakować i rozmyślać o darmowym piwie, jakie będzie na mnie czekało.
                Oszczędzę Wam relacji z podróży pociągiem i opisu zaskoczenia jakie prężyłem, gdy odkryłem, że w toalecie jest mydło i nawet wody nie brakuje.
                Zbiórka została wyznaczona na godzinę 14 w browarze. Przybyła liczna grupa osób, spragniona wiedzy i doświadczania nowych wrażeń. Jednak to były tylko pozory, za staranie przybraną maską skrywały się dzikie rządze, pragnące tylko jednego. Piwa! W dodatku darmowego! To mnie właśnie od nich odróżniało. Wyglądali przy mnie na amatorów i hipsterów, którzy udają wyszukanych smakoszy. A tak naprawdę są niczym wegetarianie, którzy w środku nocy zakradają się do lodówek, chcąc pochwycić kawałek szynki, lub podebrać tacie schabowego i uciec szybko z nim do pokoju. O nie, to nie moje towarzystwo. Po mnie było od razu widać, że nie jestem tam dla złotego trunku – jak zwykli mawiać uznani fachowcy – ale dla mega olbrzymiej i gigantycznej ilości piwa! I do tego jeszcze gadżety! Całe mnóstwo reklamowych bibelotów.
                Rzeczywistość jednak okazała się czarna, niczym dusza komornika – jak ktoś to kiedyś ładnie określił. Prezes na wstępie oświadczył, że będzie tylko jedno, małe gratisowe piwo, gdyż są porządną firmą i nie chcą być posądzeni o rozpijanie twórczych dusz. Zebrani wydali z siebie głęboki i przerażający jęk, ale mi osobiście facet zaimponował. Obnażył nasze prostackie motywacje i sprowadził na ziemię. Pełny profesjonalizm i uczciwość, z takim gościem to można konie, a nawet paliwo z tirów kraść.
                Zostaliśmy zaproszeni na oglądanie procesu produkcyjnego, żeby z bliska przekonać się, że w Siedziajsku warzy się naprawdę zacny trunek. Liczyłem po cichu na sensacyjne odkrycie, ale gdzie tam. Tutaj wszystko było tip top, niemal jak w ZUSie. Wszystko piękne, czyste, zadbane, a pracownicy bardzo przyjacielscy. Pokazano nam surowce, z których wytwarza się Nartę. Na każdym opakowaniu słodu, drożdży i chmielu były napisy "Najlepszy gatunek, prosto z pola", "Najwyższa jakość, prosto z fabryki" i "Idealny do zup i obiadów". Okazało się, że ta ostatnia paczka to przyprawa piwowara do pierogów, omyłkowo dostała się na produkcję. Co się stało z chmielem? Pewnie trafił do obiadu. Najważniejsza jednak tego dnia miała być woda w płynie. Rozglądaliśmy się potajemnie za jej sproszkowaną formą, ale niczego nie znaleźliśmy. Trafiliśmy za to, na kilka ton sypkiego materiału, który pachniał trochę jak kukurydza. Prezes szybko wyjaśnił, że to środek do czyszczenia instalacji. Rzeczywiście, widziałem jak ktoś wsypywał jeden worek do kadzi, w trakcie warzenia. Na pewno omyłkowo. Prezes ubiegł nasze kolejne pytania i powiedział, że te wielkie beczki z płynną zawartością to darmowe napoje dla załogi, a nie żadne syropy dodawane do piwa. Pracownicy muszą tam mieć straszne pragnienie, bo w przeciągu godziny opróżniono 8 beczek 20 litrowych. Prezesowi wierzyliśmy na słowo, w końcu "to dobry chłopak był i mało pił" – operację wątroby miał.
                W końcu pokazano nam wodę! Była tam, naprawdę! Mokra i zimna. Czerpano ją z pobliskiego górskiego wodospadu. Jakiś gamoń spytał się, jako to możliwe, skoro najbliższe góry są wiele kilometrów stąd. Prezes spojrzał na niego i protekcjonalnym tonem dał do zrozumienia, że może zapomnieć o suchym prowiancie na drogę powrotną oraz dodał, że chodzi o podziemną górę, która z każdym wiekiem obniżała swój poziom. Naprawdę mądry ten facet, gdybym miał jego plakat, to bym sobie powiesił go w ubikacji.
                Koniec wycieczki był najprzyjemniejszy. Na pożegnanie dostaliśmy obiecane darmowe piwo w plastikowych kubeczkach 0.2 litra, żetony do wózka zakupowego, na którym był odcisk palca prezesa – na alleniegro pójdzie za kilka stówek – i dobre słowo na drogę. Niestety, zabrakło kubków termicznych. Ostatnie sztuki dostali dziennikarze podczas wczorajszych odwiedzin browaru. Miała być jeszcze pożegnalna impreza na koszt browaru, ale prezes oświadczył, że pojawiła się świeża informacja o przyjeździe papieża - za dwa lata - do Siedziajska, więc muszą zacząć ćwiczyć prohibicję. Pierwsza próba przypadała na dzień naszej wizyty.
                No cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Browar udowodnił, że zalicza się do najlepszych i można mu ufać. Narta w dalszym ciągu jest moim ulubionym piwem, którego chyba jednak nie jestem godzien, więc na pewien czas zrobię sobie od niego przerwę.

                Wpis niesponsorowany

                Comment

                • alterbeer
                  Senior
                  • 09-2011
                  • 138

                  #9
                  Świetny wpis!

                  Comment

                  • yoda79
                    Senior
                    • 01-2013
                    • 861

                    #10
                    Rewelacja
                    Ale za piosenkarkę Jodę masz prze...

                    Comment

                    • leona
                      PremiumUżytkownik
                      • 07-2009
                      • 5853

                      #11
                      Przepraszam, że poprzednich wpisów nie przeczytałem... Ależ z ciebie nienawistnik!!

                      Comment

                      • baklazanek
                        † 2014 Piwosz w Raju
                        • 08-2001
                        • 3562

                        #12
                        Człowiek uczy się - ponoć - całe życie. Przeczą temu każde kolejne wybory polityczne, w których dajemy nowe szanse tym, którzy już nas zawiedli. Jeden z polityków, bodajże Mirek Julek, powiedział, że jest to kwestia naszego katolickiego wychowania, nakazującego wybaczać innym i nadstawiać drugi policzek. Mi też się zdarza popełniać błędy – wiem, jest to dla Was dużym zaskoczeniem, ale w dążeniu do doskonałości wpadki się trafiają – dlatego postanowiłem, że trzeba popracować nad swoim „warsztatem” i podejrzeć innych. W tym celu odwiedziłem kilka stron, znanych i lubianych blogerów piwnych, z których mógłbym zaczerpnąć trochę inspiracji – czytaj: żywcem zgapić kilka tematów – i dowiedzieć się czegoś ciekawego.
                        Jedną z takich rzeczy był sposób układania języka przy piciu piwa. Facet pokazywał, jak powinno się wyginać język, żeby poczuć bogactwo smaku danego stylu. Zaprezentował chyba 69 układów, co musi być znamienne, gdyż przy takiej elastyczności powinien zmienić branżę. Świat filmów dla dorosłych zapewne czeka na taką gwiazdę, a w szczególności aktorki. Choć i męska część obsady nie pogardzi nowym kolegą.
                        Z innej strony dowiedziałem się, jak prawidłowo umyć szkło i dobrać je do danego piwa. Gość wspominał, że do każdego powinno być osobne naczynie i podał kilka przykładów. Na szczęście ja gustuję tylko w 3 różnych piwach, więc nie mam dużego problemu. W razie czego mam trochę garnków i żaroodporne naczynia, więc jestem zabezpieczony na wypadek piwnych prezentów. Wiem też, jak dokładnie umyć kufel. Sądziłem, że wystarczy woda, płyn i gąbka, ale się myliłem. Najważniejsze jest pucowanie! Widać, że facet ma w tym wprawę i zna się na rzeczy. Jechał ostro i nie oszczędzał gąbki ani szkła. Widać, że trenuje pucowanie dniem i nocą. Oby tylko nie starł sobie…nadruków.
                        Znalazłem również ciekawy materiał poświęcony odpowiedniemu ustawianiu podstawki pod piwo. Zgodnie z twierdzeniem eksperta, jeżeli „wafel” skierujemy pod kątem 50 stopni na północ, wtedy aromat spożywanego trunku będzie łatwiej się uwalniał. Kąt 60 stopni ma dać nam idealne nagazowanie, co jest, ponoć, zasługą wpływu północnego bieguna. Nigdy nie byłem dobry z fizyki, więc pewnie dlatego wcześniej o tym nie słyszałem. Chciałem sprawdzić, jak teoria ma się do praktyki. Rozlałem Wojownika Wszechmogącego do dwóch kufli, jeden umieściłem na właściwie ustawionej podstawce, drugi na blacie stołu. Chcecie wiedzieć jaka była różnica? Żadna! W przypływie złości, żalu i ośmieszenia napisałem wiadomość do blogera o wynikach eksperymentu. Odpisał mi, że brak oczekiwanego rezultatu był na pewno moim błędem, gdyż musiałem źle obliczyć kąt, albo korzystałem z okrągłej podstawki! Chłop ma jednak głowę nie od parady, gdyż rzeczywiście korzystałem z okrągłego wzoru. Wiara w znawców tematu mi powróciła!
                        Na koniec poznałem tajniki prawidłowego nalewania piwa. Myślałem, że wszystko na ten temat już wiem, w końcu otworzyć opakowanie i przelać jego zawartość do „szkła” to nic trudnego. Okazało się, że żyłem w Czarnogrodzie, który miał oderwać się od kontynentu i stać się zieloną wyspą z milionem nowych mieszkań, gdzie obywatele żyjąc w 49 województwach paliliby legalnie różne zioła, a przy tym wszyscy uprawialiby pola. Otrzeźwienie przyszło wraz z filmikiem zamieszczonym przez znanego, szanowanego, lubianego, podziwianego, sympatycznego i przystojnego blogera. Patrząc jak wchodzi na 7 stopień drabiny i nalewa piwo, poczułem się jakbym dostał po twarzy mokrą szmatą, używaną w darmowej dworcowej toalecie. Że też sam na to nie wpadłem! Wkłada się kufel do miski i ponad metr nad nim, nalewa się piwo. Powstaje wtedy idealna piana, a to co chlapnęło dookoła, wlewa się z powrotem. Koniecznie muszę kupić drabinę. Na razie musi mi wystarczyć taboret, którego za chwilę użyję do nalania sobie ostatniej sztuki Wszechmogącego. W sumie nie wiem, po co to robię, w końcu piana jest zbyteczna i przeszkadza, niczym deska klozetowa podczas sikania. No ale trzeba się nauczyć piwnej ogłady, żeby błyszczeć w towarzystwie. Zresztą, jak nikt nie patrzy, zawsze można ją wyłowić łyżką i nakarmić nią kwiatki. Właśnie sobie uświadomiłem, dlaczego wszystkie moje rośliny zwiędły. Jednak blogi to mądra rzecz!

                        Comment

                        • baklazanek
                          † 2014 Piwosz w Raju
                          • 08-2001
                          • 3562

                          #13
                          Polak potrafi, ta maksyma głęboko zakorzeniła się w naszym społeczeństwie. Mój wujek, na swoim blokowisku, umiał zrobić najlepszy bimber z pomelo, a dziadek przygotowywał taką śliwowicę, że pracownicy fabryki denaturatu zwolnili się z pracy i chcieli pracować tylko dla niego. Nie sądziłem, że spotkam na swojej drodze jeszcze kogoś, kto zaskoczy mnie produkcją specyficznego alkoholu. Swój pogląd na tę sprawę musiałem szybko zrewidować w ostatnią środę, kiedy to oglądałem telewizję TKM – mam nowy telewizor, tacie przyznano kredyt ratalny - i program na temat domowego piwowarstwa. Początkowo sądziłem, że się przesłyszałem i chodzi o serowarstwo, w końcu jak można robić piwo w domu! Zaciekawiony rozsiadłem się przed nowiutkim 60 calowym telewizorem z trójkątnym ekranem i zacząłem słuchać, co też do powiedzenia mają mądre, telewizyjne głowy.
                          Zaprosili do studia jakiegoś niedojdę, który przyniósł - zapewne ukradziony mamie z kuchni - wielgachny gar i sporą drewnianą łyżkę. Dostawał nią pewnie od rodziców po głowie, dlatego wyglądał tak dziwnie. Na sobie miał koszulkę z napisem „Pij przemysłowe piwo, będziesz miał problemy w łóżku”. Rozumiem, że przemawiało przez niego własne doświadczenie. Ja tam żadnych trudności ze spaniem nie mam, a nawet ponoć nie chrapię. Może gość od tych uderzeń łychą moczył się po nocach i teraz próbuje zwalić winę na browary? Ale zostawmy już te ewentualne przeżycia gościa telewizyjnego.
                          Oglądam dalej. Facet gotuje wodę i się bardzo przy tym ekscytuje. Początkowo myślałem, że to zasługa 60. letniej dziennikarki, która spoglądała na niego zalotnie. Ale nie, to zdecydowanie podgrzewanie H2O tak go rajcowało. Spróbowałem później sam, czy to takie przyjemne, ale najwyraźniej robiłem to w zbyt małym naczyniu, bo uśmiech nie zagościł na mojej twarzy.
                          Oglądam dalej. Gość zaczyna wyjmować z torby różne rzeczy, wyjaśniając, że posłużą one do przygotowania piwa. Dla mnie to wyglądało, jak składniki na zupę, po której miesiąc nie wychodzi się z wc. Pokazuje jakieś zmielone ziarna, która wyraźnie przypominają tanie musli z dyskontu Stonka. Kupił pewnie kilka paczek i udaje ważniaka. Następnie rozkłada na stole coś, co wygląda jak nawóz do domowych kwiatków, który przywoziło się z Niemiec na początku lat 90-tych. Tłumaczy, że to granulowany chmiel, ale ja i tak wiem, że pociska kita. Pomalował nawóz na zielono i myśli, że nikt się nie zorientuje. Na koniec prezentuje drożdże. Umieszczone w saszetce – pewnie szampon, który ma spienić przyszłe piwo – a przecież wszyscy wiemy, że drożdże są w kostkach i owinięte papierkiem.
                          No ale nic, patrzę dalej na ten kabaret. Bohater wsypuje „musli” do gara i zaczyna mieszać. Opowiada historię, jak kiedyś przez pomyłkę dodał oregano, a finalny efekt przerósł jego oczekiwania, gdyż przy podaniu tego trunku z serem żółtym, czuł się jak w pizzerii. Zapraszał swoich znajomych piwowarów, którzy tylko mlaskali i siorbali z zachwytu. Jedząc frytki z budyniem czekoladowym sądziłem, że to ja jestem dziwny, ale gdzie tam.
                          Program leciał na żywo, a gość już tylko mieszał. Prowadzący zaczęli się irytować i wskazywać na zegarki. Wiadomo, czas antenowy nie jest z gumy, no chyba, że z wyjątkiem bloku reklamowego. Ewidentnie domowy piwowar grał na czas, tłumacząc, że to nie barszcz instant, tylko bardzo złożony proces wymagający cierpliwości. Dla mnie, to on tam gotował kuksu, a nie przyszłe piwo. Chciał zaoszczędzić na prądzie i wodzie, to skorzystał z telewizyjnej okazji. Teraz ma zupę na cały miesiąc. Pewnie spożytkuje chwilę sławy i założy bloga kulinarnego, albo zacznie prowadzić program garkowe rewolucje.
                          Przed zakończeniem programu zdążył powiedzieć, że koszt wytworzenia litra piwa domowego kosztuje 3 zł. No i to była wiadomość! Powinni od tego zacząć. Od razu zacząłem się przekonywać do domowego piwowarstwa. Może coś w tym jednak jest, praca u podstaw, życie w zgodzie z naturą i układem gwiazd. Już sobie wyobraziłem, jak zabiegają o mnie największe browary, żebym u nich pracował. Nie brakowałoby nawet propozycji z zagranicy. Tak, to jest ścieżka kariery wytyczona specjalnie dla mnie.
                          Czar prysł, gdy podano informacje o początkowym koszcie sprzętu i surowców. Za niecałe 200 zł to ja mam wczasy na babcinej działce z 4 zgrzewkami Żołdaka Mocnego i pysznymi bułeczkami z hipermarketu na zagrychę.
                          No może jednak pozostanę przy mojej obecnej profesji. Wiem, że byłbym świetnym piwowarem, ale niech się lepiej inni wykażą.

                          Comment

                          • jacekwerner
                            Senior
                            • 05-2004
                            • 2835

                            #14
                            Z tym telewizorem to jakaś ściema jest ...
                            Ochotnicza Straż Piwna
                            BAZA = 7446

                            Comment

                            • rowdy
                              Senior
                              • 03-2013
                              • 121

                              #15
                              Bimber z pomelo ach..........

                              Comment

                              Przetwarzanie...
                              X
                              😀
                              🥰
                              🤢
                              😎
                              😡
                              👍
                              👎