No i już myślałem, że jestem twardy
27 warek bez zakażenia, aż tu nagle trafiło i mnie.
Miałem dokładnie taką samą zawiesinę jak na pierwszym zdjęciu. Tzn. na początku miała formę kożuszka, a po poruszeniu balona zbijała się w kłaczki. Kłaczki te były mocno kleiste, jak jakiś śluz, ale po roztarciu w palcach nie pozostawiały żadnego śladu.
Najgorsze, że trafiło mi się to w dwóch piwach, podczas cichej. W pierwszym objawem były tylko dwa kłaczki na powierzchni (przypominały z wyglądu zwykłe bąbelki), ale po rozlaniu do butelek, dwa dni później pojawiły się w owych flaszkach. Jak na razie piwo nie wydaje się być zepsute, zapach i smak ok (tydzień po butelkowaniu), ale jestem gotowy na ocet.
Natomiast wczoraj zauważyłem ten badziew w balonie (zabrakło fermentorów) już w dużej ilości (drugie piwo). Piwo stało na cichej dwa tygodnie. Od razu je zabutelkowałem. I znowu zapach i smak przed rozlewem był w porządku, ale jeżeli tutaj nie będzie octu, moje zdziwienie będzie ogromne.
Dodam, że od samego początku walę w domowym browarze chlorem porządnie. Poza tym zbiorniki fermentacyjne dla tych 2 piw i tak były różne. Jedynym elementem je spajającym była gęstwa drożdżowa zebrana po burzliwej z pierwszego piwa. Cholera jedna nie śmierdziała ani trochę
Teraz na cichej mam dubbla, na tych samych drożdżach, ale z innego startera, mam nadzieję, że będzie dobrze. Mam nauczkę, żeby sezon kończyć wcześniej - np. w kwietniu. Podejrzewam, że ostatnia fala upałów mogła mi coś przynieść syfiastego.
Drożdże, które fermentowały moje felerne piwa to 1214 Belgian Abbey. Za ok. 3 tygodnie dam znać, czy mam już ocet do marynowania
27 warek bez zakażenia, aż tu nagle trafiło i mnie. Miałem dokładnie taką samą zawiesinę jak na pierwszym zdjęciu. Tzn. na początku miała formę kożuszka, a po poruszeniu balona zbijała się w kłaczki. Kłaczki te były mocno kleiste, jak jakiś śluz, ale po roztarciu w palcach nie pozostawiały żadnego śladu.
Najgorsze, że trafiło mi się to w dwóch piwach, podczas cichej. W pierwszym objawem były tylko dwa kłaczki na powierzchni (przypominały z wyglądu zwykłe bąbelki), ale po rozlaniu do butelek, dwa dni później pojawiły się w owych flaszkach. Jak na razie piwo nie wydaje się być zepsute, zapach i smak ok (tydzień po butelkowaniu), ale jestem gotowy na ocet.
Natomiast wczoraj zauważyłem ten badziew w balonie (zabrakło fermentorów) już w dużej ilości (drugie piwo). Piwo stało na cichej dwa tygodnie. Od razu je zabutelkowałem. I znowu zapach i smak przed rozlewem był w porządku, ale jeżeli tutaj nie będzie octu, moje zdziwienie będzie ogromne.
Dodam, że od samego początku walę w domowym browarze chlorem porządnie. Poza tym zbiorniki fermentacyjne dla tych 2 piw i tak były różne. Jedynym elementem je spajającym była gęstwa drożdżowa zebrana po burzliwej z pierwszego piwa. Cholera jedna nie śmierdziała ani trochę
Teraz na cichej mam dubbla, na tych samych drożdżach, ale z innego startera, mam nadzieję, że będzie dobrze. Mam nauczkę, żeby sezon kończyć wcześniej - np. w kwietniu. Podejrzewam, że ostatnia fala upałów mogła mi coś przynieść syfiastego.
Drożdże, które fermentowały moje felerne piwa to 1214 Belgian Abbey. Za ok. 3 tygodnie dam znać, czy mam już ocet do marynowania
Na dzisiaj obstawiam gęstwę, bo fermentacja była prowadzona w różnych pojemnikach, więc to nie one są słabymi punktami). Poza tym i tak zawsze zalewam wszystko chlorem. Oprócz gęstwy punktem wspólnym był wężyk do przelewu piwa z burzliwej na cichą i nad nim się także zastanawiam. Jednakże w Dubblu robionym z innego startera, a przelewanym tym wężykiem nic się nie stało.
Comment