Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

Piwo w literaturze

Collapse
X
 
  • Filtruj
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • tfur
    Senior
    • 05-2006
    • 1302

    #76
    o komarze (niepafnucym)

    będzie częściowo nie na temat,
    ale nie mogłem sobie darować...

    "Po latach Komar bez oporów przyznawał, że w tym czasie
    głównie interesował się płcią piękną, konsumpcją alkoholu
    i hazardem. W gronie kulomiotów nie był zresztą wyjątkiem,
    przez długi czas rywalizował z Węgrem Vimosem Varju,
    który miał podobny stosunek do sportu. Obaj panowie
    przyjaźnili się ze sobą, a po zakończeniu pewnych zawodów
    w Budapeszcie umówili się na prywatną dogrywkę.

    >Varju zaproponował, żebyśmy wypili po litrze wina każdy
    i rzucali, kto dalej - opowiadał Komar - [...] Ale litr
    to nie jest jeszcze ilość dla prawdziwego mężczyzny.
    Stanęło na tym, że wytrąbimy po pięć litrów i dopiero
    staniem do konkursu. Varju miał pijalnię wina, w której
    sprzedawano tokaj prosto z beczek. [...] Wylosowaliśmy
    gąsiory, jak pistolety przed pojedynkiem. W zawodach
    ważne było tempo picia narzucone przez przeciwnika,
    nie wolno było się ociągać, mieliśmy pić równocześnie.
    Umówiliśmy się także, że przed wypiciem owych pięciu
    litrów na głowę żadnemu z nas nie wolno wstać z krzesełka.<

    Pojedynek odbył się na bocznym boisku stadionu, podczas
    gdy na płycie głównej rozgrywano właśnie ligowy mecz
    piłkarski. Spiker podał komunikat o trwającej rywalizacji
    kulomiotów i po "po każdym litrze stadion wył". Okazało się
    bowiem, że publiczność bardziej jest zainteresowana
    pojedynkiem lekkoatletów niż nudnym meczem".

    i jeszcze bardziej piwnie...

    "...kandydował do Sejmu z ramienia Polskiej Partii
    Przyjaciół Piwa. Kontaktu ze złocistym napojem nie ograniczał
    jednak wyłącznie do polityki. Był współwłaścicielem (ewentualnie
    współzałożycielem) wspomnianego już baru Okrąglak w pobliżu
    PKiN. Moi znajomi, którzy wówczas bywali w tym lokalu,
    opowiadali, że czasami osobiście stawał za barem i nalewał
    klientom piwo. Było to dla nich duże przeżycie, nie każdy bowiem
    mógł pochwalić się tym, że obsługiwał go mistrz olimpijski.
    Właśnie do Okrąglaka pofatygował się kiedyś osobiście Roman
    Polański, aby zaproponować Komarowi rolę w >Piratach<".

    (za: Sławomir Koper, Życie towarzyskie elit PRL)
    veni, emi, bibi

    Comment

    • Warzywo
      Senior
      • 08-2016
      • 955

      #77
      Zaczytuję się ostatnio w Bieszczadzkich Opowieściach Siekierezady Rafała Dominika ...co prawda przebojem ludności jest WINO ale piwem też nie gardzą
      A książki są znakomite, aż się chce wszystko rzucić i "...pojechać w Bieszczady", albo chociaż wsiąść do Neobusa i teleportować się do Sanoka skad już busikami i "nożnie"": Cisna - Wetlina - Ustrzyki".

      Przypomniałem sobie też ostatnio książkę "Panowie idę umrzeć, o Hrabalu i piwoszach" gdzie piwo gra główną rolę No i ta stara Praga, ech komu to przeszkadzało?

      Comment

      • emes
        Nadszyszkownik Chmielowy
        • 08-2003
        • 4275

        #78
        O tym że miał coś wspólnego z okrąglakiem to nie wiedziałem. Byłem tam kilka razy. Kiedyś miałem okazję jechać w tym samym pociągu co on do Moskwy. W wagonie restauracyjnym na jednej jego nodze siedziała fajna dziewczyna, na drugiej inna, też fajna, na stole kurczaki i piwo. Bardzo rozrywkowy był facet. Budził respect swoją posturą, ale przyjaźnie odnosił do innych.

        Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika tfur Wyświetlenie odpowiedzi
        będzie częściowo nie na temat,
        ale nie mogłem sobie darować...

        "Po latach Komar bez oporów przyznawał, że w tym czasie
        głównie interesował się płcią piękną, konsumpcją alkoholu
        i hazardem. W gronie kulomiotów nie był zresztą wyjątkiem,
        przez długi czas rywalizował z Węgrem Vimosem Varju,
        który miał podobny stosunek do sportu. Obaj panowie
        przyjaźnili się ze sobą, a po zakończeniu pewnych zawodów
        w Budapeszcie umówili się na prywatną dogrywkę.

        >Varju zaproponował, żebyśmy wypili po litrze wina każdy
        i rzucali, kto dalej - opowiadał Komar - [...] Ale litr
        to nie jest jeszcze ilość dla prawdziwego mężczyzny.
        Stanęło na tym, że wytrąbimy po pięć litrów i dopiero
        staniem do konkursu. Varju miał pijalnię wina, w której
        sprzedawano tokaj prosto z beczek. [...] Wylosowaliśmy
        gąsiory, jak pistolety przed pojedynkiem. W zawodach
        ważne było tempo picia narzucone przez przeciwnika,
        nie wolno było się ociągać, mieliśmy pić równocześnie.
        Umówiliśmy się także, że przed wypiciem owych pięciu
        litrów na głowę żadnemu z nas nie wolno wstać z krzesełka.<

        Pojedynek odbył się na bocznym boisku stadionu, podczas
        gdy na płycie głównej rozgrywano właśnie ligowy mecz
        piłkarski. Spiker podał komunikat o trwającej rywalizacji
        kulomiotów i po "po każdym litrze stadion wył". Okazało się
        bowiem, że publiczność bardziej jest zainteresowana
        pojedynkiem lekkoatletów niż nudnym meczem".

        i jeszcze bardziej piwnie...

        "...kandydował do Sejmu z ramienia Polskiej Partii
        Przyjaciół Piwa. Kontaktu ze złocistym napojem nie ograniczał
        jednak wyłącznie do polityki. Był współwłaścicielem (ewentualnie
        współzałożycielem) wspomnianego już baru Okrąglak w pobliżu
        PKiN. Moi znajomi, którzy wówczas bywali w tym lokalu,
        opowiadali, że czasami osobiście stawał za barem i nalewał
        klientom piwo. Było to dla nich duże przeżycie, nie każdy bowiem
        mógł pochwalić się tym, że obsługiwał go mistrz olimpijski.
        Właśnie do Okrąglaka pofatygował się kiedyś osobiście Roman
        Polański, aby zaproponować Komarowi rolę w >Piratach<".

        (za: Sławomir Koper, Życie towarzyskie elit PRL)

        Comment

        • leona
          PremiumUżytkownik
          • 07-2009
          • 5853

          #79
          Rafał Dębski w cyklu z komisarzem Wrońskim zdradza się z zamiłowania do piwa. Seria pisana bodaj w ok. 2006-2007 r. Wplata trochę banałów o "chmielowym trunku" itp. ale zachwala min. Obołonia Biłe i Svyturysa niepasteyzowanego, które (jak pamiętamy) w tamtym czasie rzeczywiście były powiewem solidnego piwowarstwa.

          Comment

          • Kolesław
            Senior
            • 03-2004
            • 1130

            #80
            Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka Janoscha
            Lata 30-te, Kłodnica, czyli chyba Zabrze. Na co dzień piją brązową wódkę, ale jest wesele. Dziuba "podał Bunzlauerowi jeszcze jedną butelkę piwa. Budweiser! Schultheiss jest też niezły, ale budweisera produkują Czesi, a oni robią najlepsze piwo."

            Comment

            • leona
              PremiumUżytkownik
              • 07-2009
              • 5853

              #81
              Trochę nie w temacie ale może ktoś miał w rękach albo i czytał Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa. Opinie mile widziane

              Comment

              • Pancernik
                Senior
                • 09-2005
                • 9732

                #82
                Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika leona Wyświetlenie odpowiedzi
                Trochę nie w temacie ale może ktoś miał w rękach albo i czytał Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa. Opinie mile widziane
                Czytałem. Nawet kupiłem, cóż, człowiek się głupi rodzi i głupi umiera... Bzdet. Nie chce mi się więcej pisać, piję dobre piwo i nie chcę się rozpraszać...

                Comment

                • leona
                  PremiumUżytkownik
                  • 07-2009
                  • 5853

                  #83
                  Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pancernik Wyświetlenie odpowiedzi
                  Czytałem. Nawet kupiłem, cóż, człowiek się głupi rodzi i głupi umiera... Bzdet. Nie chce mi się więcej pisać, piję dobre piwo i nie chcę się rozpraszać...
                  Dzięki, dla mnie recenzja wystarczająca. Pancernik, dziękuję za pomoc w zaoszczędzeniu ponad dwudziestu złotych

                  Comment

                  • Kolesław
                    Senior
                    • 03-2004
                    • 1130

                    #84
                    Antonín Bajaja: Nad piękną modrą Dřevnicą

                    Powieść ma formę listów ze wspomnieniami, których głównym bohaterem jest autor listów (alter ego autora książki?) z czasów dziecięcych wraz z rodziną i przyjaciółmi. Główny wątek fabularny rozgrywa się w latach 50-tych XX w. w Zlinie (Gottwaldowie).

                    Pierwszy raz piwo pojawia się we wspomnieniach dorosłych o przyjacielu Żydzie, który zdążył wyjechać z Czechosłowacji przed wojną, a tuż przed wyjazdem powiedział: "W Singapurze najbardziej będzie mi brakować tego waszego litovelskiego piwa". Litovel ma się nieźle.

                    Podczas imprezy towarzyskiej związanej z obserwacją zorzy polarnej panowie (przedwojenna burżuazja) piją wino, tylko elektryk Ronza "dzierży butelkę piwa z browaru w Brodzie." Zapewne w Uherskim Brodzie, do którego jest rzut beretem - niecałe 30 km.
                    Impreza trwa w najlepsze, gdy Ronza wykonuje wesołą piosenkę:
                    Pij piwo z wawrzynem,
                    poczęstuj sąsiada!
                    Do mycia najlepsze
                    jest mydło Hellada!

                    Tymczasem dziadek (ex-burżuj jak się patrzy) pociąga łyk litovelskiego.

                    Jest jeszcze opowieść o pradziadku, który omal nie zamarzł wracając do Kněžpola skrótem przez łąki i pola z jarošovskiego browaru (3 km), którego był akcjonariuszem. http://www.pivovary.info/historie/ij/jarosov.htm

                    Na koniec, na marginesie, informacja z chwili pisania listu (06.04.1993 r.): "...mija 420 lat od kiedy w Brumovie zaczęto warzyć piwo. Teraz produkcja znacznie spadła, ponieważ kuleje eksport do Słowacji. W księdze pamiątkowej wpisano: 'Milsza kropla żywemu niż cała kadź umarłemu', święte słowa". Spadała, spadała, aż została ruina http://www.pivovary.info/historie/b/brumovhist.htm

                    A najlepsze jest to, że dziadek zabierał małego Tonička do gospody, żeby ten mógł popatrzeć na piwo.
                    Tylko ten wawrzyn...?
                    Last edited by Kolesław; 31-12-2018, 19:07.

                    Comment

                    • tfur
                      Senior
                      • 05-2006
                      • 1302

                      #85
                      wspomnieniowy fragment z książki grzebałkowskiej o komedzie.
                      jesteśmy w warszawie na początku lat 60.

                      "tak mówiliśmy, 'spotkajmy się na szlaku'. Na starówce była budka
                      z piwem, tu się zaczynało. potem piło się na świętojańskiej albo na
                      rogu krakowskiego przedmieścia i miodowej. jeśli tam zabrakło, szło
                      się do hotelu europejskiego, gdzie zawsze mieli. naturalnie, nie
                      w knajpie, bo na to nie było nas stać, tylko od ossolińskich był barek
                      i on był stosunkowo tani. jak się mijało uniwersytet, po lewej ręce,
                      w kamienicy pod messalką, była łaźnia. należało tylko wykupić bilet
                      do łaźni parowej i wtedy przysługiwała butelka piwa do nawodnienia
                      organizmu. dalej było miejsce zwane 'pod chrystuskiem'. wskazywała
                      na nie palcem figura chrystusa z kościoła świętego krzyża. to był taki
                      sklep, gdzie sprzedawali mydło, powidło i piwo. następnie, po lewej
                      stronie był bar staropolski, a w nim wódka. koło pomnika kopernika,
                      na tak zwanym murku albo kalatówkach, była znów budka z piwem.
                      można było skręcić przed kopernikiem w oboźną, do ruiny z parterem,
                      gdzie dziś jest harenda. nazywaliśmy to miejsce 'u babci gawlikowskiej'.
                      tam można było dostać wino pod zastaw indeksu. indeks zwykłego
                      studenta prawa wart był trzy butelki, student asp za swój indeks
                      dostawał tylko jedną butelkę. na nowym świecie znów był bar kuchcik.
                      znalazłem tam kiedyś na podłodze złożony papierowy kwadracik. to było
                      pięćset złotych, a moje stypendium wynosiło trzysta sześćdziesiąt.
                      uczciwie przepiliśmy z kolegami to znalezisko w świeżo wybudowanym
                      domu chłopa".

                      ten ustęp to wyjątek. najwięcej jest o muzyce, choć wiadomo,
                      że artyści zawsze lubieli zabawę
                      veni, emi, bibi

                      Comment

                      • tfur
                        Senior
                        • 05-2006
                        • 1302

                        #86
                        ...unieruchomione okręty zmieniły się w samowystarczalne kwatery zimowe. nie budowano domu na śniegu. zamiast tego zdjęto górne części masztów [...], dolne reje przekręcono do osi okrętu, zawieszając na nich ogromne plandeki i w ten sposób tworząc nad całym pokładem namiot. [...] sterczące nad lodem burty statków obudowano izolującą je śnieżną otuliną. największy kłopot sprawiała teraz para kondensująca w ciasnych przestrzeniach pod pokładem. w głównym luku ustawiono więc piec chlebowy, a jego ciepły komin wiódł przez pomieszczenia [...] tylną część statku ogrzewała podobnym systemem pokładowa kuchnia. wokół niej samej dodatkowo rozwieszono jeszcze kotary, na których miała osiadać para unosząca się z kotłów.
                        "ekran ten szczególnie przydawał się podczas warzenia piwa, które ostatnio przywykliśmy sporządzać ze słodu i chmielu - notował Parry w połowie października [1821 r.] - i które przez kilka tygodni wydawano ludziom w zamian części zwykłego przydziału alkoholi. kiedy nastały chłody, para unosząca się przy tym procesie okazała się jednak tak dokuczliwa, że mimo całej wartości piwa jako napoju przeciwszkorbutowego, uznaliśmy za rozsądne zaprzestać warzenia. warto przy okazji dodać, że przy naprawdę srogich mrozach nie mogliśmy skłonić piwa do fermentacji".

                        tomasz kubikowski, zjadanie psów
                        fragment dotyczy wyprawy w poszukiwaniu tzw. przejścia północno-zachodniego z atlantyku na pacyfik
                        veni, emi, bibi

                        Comment

                        • tfur
                          Senior
                          • 05-2006
                          • 1302

                          #87
                          wyimek z książki rafała księżyka 'dzika rzecz. polska muzyka i transformacja 1989-1993'
                          polecam

                          "Jak underground może się bronić przed inwazją korporacyjnego kapitału? Wiemy już, że wolnemu rynkowi ma do zaoferowania dobrą zabawę. A gdyby wcielić tę wiedzę w życie tak, by rynek nie stępił undergroundowego pazura? W jakiej mierze jest to możliwe, sprawdzał Guła [Jarek]. Wiejski Klub Godki to była jego pierwsza knajpa i pierwszy z serii lokali, które dając przyjemność, jednocześnie zmieniały społeczeństwo. Na przełomie wieków Guła zasłynął jako twórca najsławniejszych warszawskich zabawowych miejscówek. A wcześniej jeszcze wariacką żyłkę z działań Praffdaty przeniósł do biznesu i stał się pionierem marketingu kreatywnego na polskim rynku piwa.
                          Guła: - Taki to był czas, w pierwszej połowie lat 90. wszyscy chcieli robić interesy. Jest kapitalizm, to zarabiamy. Ludzie zaczęli kombinować, mieli szaleńcze pomysły. Pamiętam znajomego, archeologa znanego na świecie z artykułów naukowych, który kupił maszynę do robienia swetrów. Siedzieli z żoną i dziergali. Weź to potem sprzedaj. Ja zabrałem się za piwo. Browar w Biskupcu wprowadził właśnie najnowocześniejszą w Polsce technologię produkcji. Razem z kumplem z Olsztyna Wojtkiem Fromem zaczęliśmy robić dla nich akcje promocyjne. Coś takiego jak rollbary wtedy w Polsce nie istniało, musieliśmy sami zbudować, i z taką przenośną budką z piwem objechaliśmy całą Warmię i Mazury. Wylądowaliśmy nawet na festiwalu w Sopocie - mieliśmy dwa bary, przed muszlą koncertową i przed wejściem na moli. Na Jarmarku Dominikańskim zdobyliśmy pierwszą nagrodę za najciekawsze stoisko gastronomiczne. W 1993 wróciłem do Warszawy i otworzyłem hurtownię piwa Biskupiec. Wtedy był głód piwa, jeszcze nie ruszyła ta fala - EB, Dojlidy, 10,5. Przez dwa lata pracowaliśmy z EB, mieli pierwszą dużą kampanię marketingową. Zrobiliśmy dla nich kilka projektów, na przykład jeździliśmy po Starym Mieście konnym zaprzęgiem z platformą oblepioną plakatami "Czas na EB" i logo Praffdaty. A potem wprowadzaliśmy na warszawski rynek piwo Wist produkowane w Chełmie i wtedy wyruszyliśmy w miasto ciężarówką z muzyką i napisem "Wist". Z tym browarem otworzyłem knajpę na rogu Emilii Plater i Świętokrzyskiej, słynne miejsce, które działało bez nazwy - jedni mówili Kibel, inni Worki, Barykada albo U Powodzian, bo teren obłożony był workami z piaskiem , a to był czas wielkiej powodzi na Dolnym Śląsku".

                          warto zauważyć, że worek stał po sąsiedzku ze wspomnianym kilka postów wyżej komarowym okrąglakiem
                          dodam też, że wymieniony w cytacie wojtek from miał swoja knajpę 'from' w olsztynie
                          pierwotnie mieściła się w budynku not-u, potem przy pieniężnego, tam gdzie potem był admirał (vel dupa)
                          wprowadził też na rynek 'swoje' piwo, które było wypustem browaru jurand (?) z oryginalną na tamte czasy holograficzną etą
                          to było pewnie około roku 1993, ale eciarze wiedzą najlepiej
                          veni, emi, bibi

                          Comment

                          • tfur
                            Senior
                            • 05-2006
                            • 1302

                            #88
                            z książki pt. 'Kopernik. Rewolucje' W. Orlińskiego...

                            "Ordynacja [dokument porządkujący życie kanoników warmińskich] z obsesyjną dokładnością opisuje chociażby, komu za co groziła jaka kara. Służbie groziły one głównie za kradzieże, niedbalstwo i drobne akty nieposłuszeństwa w rodzaju wejścia do kuchni bez pozwolenia albo wymawianie nieprzystojnych słów. [...] Zadanie wymierzania kar (rózgą na gołe ciało) przypadało komornikowi, czyli szambelanowi. On sam z kolei miał być 'pokorny, przezorny i dyskretny w sprawach swojego pana'. W razie uchybienia tym obowiązkom sam był karany. Oczywiście nie rózgą, przecież nie mógł sam siebie wychłostać. Karano go ceremonialnym zaserwowaniem do posiłku wody zamiast wina lub piwa. Karną wodę wnosiło mu w szklanym naczyniu (żeby wszyscy widzieli, że to woda!) dwóch chłopców przy akompaniamencie bicia dzwonów, co ordynacja komentuje: Haec est poena curiae".

                            i dalej...

                            "Dantyszek, który zawsze wolał rywali obłaskawiać, niż zwalczać, pozyskał lojalność kanonika Reicha przy pomocy beczek piwa i wina. Ten więc w listach, w których donosił biskupowi o intymnych sprawach Mikołaja Kopernika, dziękował równocześnie za przesyłki i prosił o kolejne. Dowiadujemy się więc przy okazji, że Feliks Reich szczególnie cenił sobie wino 'czyste, wyklarowane i łagodne', najchętniej węgierskie, 'z grona muskatowego lub małmazyjskiego'. Piwo zaś tylko piotrkowskie, 'które codziennie popijał z lubością'. Mazowieckiego piwa nie cenił, bo 'cuchnęło lawendą'".
                            veni, emi, bibi

                            Comment

                            Przetwarzanie...
                            X
                            😀
                            🥰
                            🤢
                            😎
                            😡
                            👍
                            👎