Tym razem bardziej po słowackiej, niż po polskiej stronie.
Tym razem jednak wykonałem mniej niż połowę założeń "szczytowych".
Głównym powodem był mój... powiedzmy... brak refleksji. Ten brak refleksji ważył ok. 20 kg.
Z takim tobołem na plecach bardzo ciężko drepcze się kilka godzin pod górę, rozjeżdżają się czasy, plecy i kolana wyją...
Przyglądałem się Słowakom, którzy z wielkim dystansem chodzą po swoich Tatrach, piknikują, piją nalewki, piwo. Cieszą się Tatrami. I o to chodzi.
Dlatego zredukowałem plany i założenia, a w zasadzie rozłożyłem je na dłuższy czas. Góry raczej mi nie uciekną...
Jedna uwaga - mam wrażenie, że szlaki po słowackiej stronie są trochę bardziej zaniedbane i gorzej oznaczone niż po stronie polskiej...

Leave a comment: