Przy piwie o górach

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

  • Pancernik
    replied
    Szanuję Twą złośliwość .
    Jestem z plebsu, nie kolekcjonuję koron, nawet tych czeskich...

    Leave a comment:


  • Gringo
    replied
    Wiem, będę złośliwy. Ale to z zazdrości Brakuje Ci jeszcze do korony Bałkanów - Mahya Dagi (1031 mnpm). Czyli najwyższy szczyt europejskiej części Turcji.

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    To mój wpis bodajże z roku 2017

    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pancernik
    Szanowni, melduję, że w ramach krótkiego wypadu na tzw. Riwierę Olimipijską wybrałem się w goście do Zeusa i ferajny.
    Oprócz dojazdu, cholerycznie krętą drogą, zajęło mi to prawie dziewięć godzin. Większość przejścia to mozolne "mułowanie", wykonalne dla mocno zmotywowanej pielgrzymki, natomiast końcówka to mix wrażeń z Kościelca i Orlej Perci.
    Najwyższy wierzchołek masywu Olimpu nazywa się Mitikas i ma 2.918 m npm. Widoki stamtąd wyrywają nawet z mocno zasznurowanych butów...
    W każdym razie - Zeus chleje piwsko z chłopakami i ma towarzystwo krzepkich blondynek z Polski . Troszkę jestem zawiedziony, nie spotkałem żadnego nalewaka z piwami Browaru "Olimp" .

    Leave a comment:


  • Gringo
    replied
    A Mytikas to gdzie ? No chyba, że już wcześniej zaliczony ? Szacun! To pozostaje w sferze póki co moich marzeń. Ja zatrzymałem się na KGP, próbowałem jeszcze zaliczać najwyższe szczyty pasm Czech i Słowacji ale zabrakło motywacji. Nawet się zrymowało.

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Uch.
    Dawno niczego i nikogo (mnie?) tu nie było...

    No to się pochwalę - w ubiegłym roku zdobyłem tzw. Koronę Bałkanów. Wygląda to tak:
    Dinara (1831 m npm) najwyższa i bardzo upalna góra w Chorwacji
    Maglić (2386 m npm) najbliżej nieba, trochę przy pomocy lin w Bośni i Hercegowinie
    Zla Kolata (2534 m npm) dotyka samych chmur w Czarnogórze
    Dzierawica (2656 m npm) najwyższa góra w Kosowie (czy jest jednak takie państwo...?)
    Golem Korab (2763 m npm) najwyższy szczyt Albanii i Macedonii jednocześnie
    Musała (2926 m npm) samo najwyższe w Bułgarii, ale wchodzi pełno ludzi tzw. dach Bałkanów
    Midżur (2169 m npm) wznosi się nad całą Serbią, choć klimaty nieco bieszczadzkie.
    W ramach głupawki i bonusa w drodze powrotnej "zdobyliśmy" Kekes (1012 m npm), który króluje u Węgrów - całe 300 metrów w klapkach z parkingu .

    W tym roku wszedłem na Triglav (2864 m npm, najwyższy szczyt Jugosławii, pardon, Słowenii ) i Zugspitze (2962 m npm, najwyższy szczyt NRF, pardon, Niemiec ).

    Moje

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika zgroza
    Ja się nigdy w Tatrach na tyle nie zakochałem, żeby tam jeździć pomimo turystów.
    Jak dobrze pokombinujesz, znajdziesz w Tatrach miejsca i szlaki, gdzie turystów jest naprawdę niewielu.
    Może inaczej - turystów jest niewielu, a wczasowiczów w zasadzie nie spotkasz .

    Leave a comment:


  • zgroza
    replied
    Gratuluję! Ja się nigdy w Tatrach na tyle nie zakochałem, żeby tam jeździć pomimo turystów.

    W tym roku osiągnąłem zupełne dno urlopów letnich, wspinając się jedynie na 707-metrowe wzgórze na Novobystrickej parkohratinie. Ale za to bunkry były! I wspaniała pustka Czeskiej Kanady.

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    To teraz będzie krócej... szydercy .
    Zgodnie z hasłem, że "jeśli się sam nie pochwalisz, to nikt Cię nie pochwali" uprzejmie donoszę, że w minionym tygodniu, wchodząc na szczyt o stomatologicznej nazwie Szczerbawy (2146 m npm), zakończyłem zdobywanie tatrzańskich dwutysięczników, dostępnych szlakowo.
    W ramach adrenalinowego bonusa, wszedłem/wspiąłem się (w zasadzie "zostałem wspięty" ) na Gerlach (2655 m npm). W nagrodę, w schronisku/hotelu "Sliezsky Dom" wypiłem sobie piwo polotmave "Gerlach" z małego browaru Buntavar.
    Bardziej "panoramicznie" - trochę słabe jest to, że w knajpach na dole ciągle przeważają piwa... czeskie, a jak już są słowackie, to wszystko masówka. Jedynym miejscem w Smokowcu, gdzie można wypić coś poza standardem, jest lokal "Dobre casy".

    Leave a comment:


  • ART
    replied
    Nie no bardzo podoba mi się. Do tego piszesz w jadalny sposób. nawet ten brak podziału na akapity nie sprawił że mnie zniecheciło do przeczytania całości
    Ostatnia zmiana dokonana przez ART; 2023-08-19, 09:05.

    Leave a comment:


  • e-prezes
    commented on 's reply
    Ja nie przebrnąłem, ale głównie dlatego, że nie łażę po schroniskach, ale z ciekawości zajrzałem... i nie dałem rady. Forum to jednak, krótka i zwięzła forma. IMHO.

  • Pancernik
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika ART
    Przeczytałem :d
    Idę rozumieć Arturze, że dłuższe (nieco) formy literackie nie budzą Twego entuzjazmu...
    Może mam szansę na jakąś nagrodę admina za najdłuższy tekst umieszczony na forum ewer?
    Uwierz mi jednak, że czytanie epistoły mej świętokrzyskiej było krótsze i lżejsze, niż ta łazęga...

    Leave a comment:


  • ART
    replied
    Przeczytałem :d

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Ze względu na bardzo dziwną sytuację zawodową uznałem, że raz na jakiś czas jestem w stanie wygospodarować pojedynczy dzień na jakąś łązęgę. W zasięgu jednodniowych ekspedycji są dla mnie jedynie Góry Świętokrzyskie. Pomyślałem więc, aby przejść Główny Szlak Świętokrzyski… w odcinkach.
    Głównym problemem przy jednoosobowych dojazdach samochodem okazała się logistyka, musiałem tak kombinować, aby dojeżdżać samochodem, porzucać go na mecie planowanego etapu, przemieszczać się dalej komunikacją zbiorową na miejsce startu danego etapu i (to już najprostsze) zasuwać na rzeczoną metę.
    Zaplanowałem i zrealizowałem następujące etapy:
    1. Święta Katarzyna – Nowa Słupia (Łysa Góra)
    2. Gołoszyce – Nowa Słupia (Łysa Góra)
    3. Święta Katarzyna - Tumlin PKP
    4. Kuźniaki – Tumlin PKP
    Etap 1.
    Porzuciłem wóz pod okiem Opatrzności (centralnie pod kościołem w Nowej Słupi), wsiadłem w bus do Świętej Katarzyny. Przedtem kupiłem jagodzianki w lokalnej cukierni sieciowej „Pod Telegrafem”, co – jak się okazało – stało się tradycją tego przejścia. W Świętej Katarzynie – rzut oka na klasztor, wejście do parku narodowego, źródełko Świętego Franciszka, dość stromo (jak na Łysogóry) pod górę na Łysicę, potem Skała Agaty (wyższa o metr od Łysicy…), przełęcz Świętego Mikołaja i zejście do Kakonina, gdzie mogłem odsapnąć w Chacie Kaka (nie tłumaczyć z francuskiego!). W Chacie Kaka spory wybór piw z Bałtowa, chociaż zdecydowanie lepiej latem smakowałyby schłodzone... Były tam (w tej samej lodówce, nie włączonej) piwa chyba ze Szczyrzyca pt. Leleń Świętokrzyski, Paradnica spod Łysicy, itp. Tam opuściłem, niestety, majestatyczną Puszczę Jodłową, aby zasuwać około dwóch kilometrów przez wieś po asfalcie. Dalej szedłem granicą lasu i pól, co dało efekt „farelki” od nagrzanych słońcem pól, aż do Przełęczy Huckiej. Tu znowu miałem szansę na popas (polecam zalewajkę świętokrzyską w karczmie). Zaraz potem znów wszedłem do parku narodowego, gdzie łagodne podejście asfaltem prowadzi na Łysą Górę. Polecam wejść (właściwie zejść) na taras widokowy nad gołoborzem (dodatkowo płatny). Jak tam byłem, to zaczęło kropić (zapowiadano ulewne deszcze w drugiej połowie dnia). Zdążyłem założyć kurtkę przeciwdeszczową, zakładanie spodni nie miało już sensu – byłem kompletnie mokry. Doczłapałem do klasztoru na Świętym Krzyżu (darowałem sobie zwiedzanie, byłem tam rok wcześniej, na dodatek suchy), porzuciłem czerwony szlak, żeby zejść niebieskim do Nowej Słupi wzdłuż Drogi Królewskiej, ubogaconej stacjami drogi krzyżowej. Po drodze spotkałem wiele nadobnych wczasowiczek, odzianych w letnie sukienki i słomkowe kapelusze. Burza, w którą przeszła ulewa, zaskoczyła je podczas spaceru do klasztoru więc... chowały się pod drzewami. W Nowej Słupi minąłem Muzeum Starożytnego Hutnictwa, i – jak dochodziłem do zaparkowanego pod kościołem samochodu – przestało padać… Szczegóły suszenia spodni w czasie jazdy pominę… bo w planach miałem obiad w Browarze Bałtów, dokąd nie chciałem wejść w charakterze zmokłej kury. Udało się. Tam wykonałem deskę degustacyjną. Tego dnia przeszedłęm najkrótszy, ale i najciekawszy z odcinków tego szlaku.
    Etap 2.
    Wóz znowu pod kościołem, jagodzianki zakupione, transfer busem, ale tym razem do Gołoszyc. Tam jest oficjalny początek/koniec Głównego Szlaku Świętokrzyskiego, zaraz przy asfaltowej drodze. Chwilę przed wejściem na teren Jeleniowskiego Parku Krajobrazowego minąłem niewielki cmentarz wojenny z I. wojny światowej. Pierwszą zdobytą górą (szczytem!), choć kompletnie nieoznaczoną, jest Truskolaska (448 m npm). Dalej Wesołówka i Szczytniak, bodajże dziś najwyższy (554 m npm). Chwilę przed nim kamień i krzyż, upamiętniający koncentrację oddziałów „Ponurego” właśnie u podnóża góry w 1943 roku. Po drodze mijałem potężne kałuże, świadczące o niedawnych ulewach oraz – logiczne – pierwsze w tym roku, dorodne grzyby (Rezerwat Szczytniak, nie ruszam!). A propos ulew, podczas schodzenia z Góry Jeleniowskiej do Paprocic zaczęło padać… Już w równym deszczu wszedłem na Kobylą Górę (tym razem zdążyłem założyć także spodnie przeciwdeszczowe), przeszedłem przez Trzciankę i dość ruchliwą drogę 753, wszedłem na teren parku narodowego i tradycyjnie w ulewie na Święty Krzyż. Tam znowu porzuciłem szlak czerwony, zejście niebieskim – odbijając w prawo na oznaczoną na czerwono ścieżkę, aby obejrzeć wał oporowy i kolejny nieduży cmentarz, tym razem lokalnych mieszkańców, zamordowanych przez Niemców w czasie II. wojny światowej. W Nowej Słupi pokrzepiłem się zalewajką w Karczmie Mnicha, do tego rozgrzewającą herbatką, podaną w piwnym kuflu (non-alko!) i… życie stało się piękniejsze. Potem wystarczyło doczłapać się do kościoła i samochodu i do domu!
    Etap 3.
    Tym razem logistyka była trudniejsza, musiałem dojechać do stacji PKP w miejscowości Tumlin. Po drodze w Zagnańsku kupiłem „Pod Telegrafem” jagodzianki (a jakże!), potem odwiedziłem Bartka (dąb taki), i w Samsonowie – ruiny Huty Józef. Z Tumlina przejechałem PKP PolRegio do Kielc, a stamtąd, spod „UFO” – busem do Świętej Katarzyny. Przystanek jest trochę z innej strony, musiałem dojść wzdłuż drogi 752 do szlaku czerwonego. Początkowo zasuwałem świętokrzyskimi polami, docierając na punkt widokowy na górze o wdzięcznej nazwie Wymyślona. Dalej było już bardziej leśnie, wszedłem na Radostową (451 m npm), nieco bardziej stromo zszedłem do przełomu Lubrzanki. Na szczęście mostek stał, choć przechodząc po nim miałem trochę cykora… Potem był nieprzyjemny odcinek poboczem dość ruchliwej drogi i podejście łukiem na Diabelski Kamień, który czart chciał cisnąć, aby zburzyć klasztor… Obok ponoć jest pomnik ofiar rozbicia się samolotu kilkadziesiąt lat temu, ale nie mogłem go znaleźć. Potem jeszcze Klonówka (473 m npm) i… koniec tego dobrego. Musiałem wyjść z lasu i zasuwać twardym asfaltem przez Masłów Pierwszy, gdzie nie ma literalnie nic, potem asfaltem wzdłuż pól, potem skrajem lasu, w którym lokalna społeczność urządziła sobie wysypisko śmieci. Ten kawałek to pierwsza tego dnia porażka… Za chwilę była druga, czyli kolejne wyjście z lasu, tym razem w miejscowości Dąbrowa. Po prostu budując drogę zapomniano o oznakowaniu szlaku, poza tym znowu asfalt i klasyka wsi polskiej – dobiegające zewsząd dźwięki krajzegi i ujadających burków-siurków, plus schludna architektura rodem z gazetki marketu budowlanego. Dalej trafiłem jeszcze na zmyłkę – oznakowanie szlakowe wiedzie po obu stronach dwupasmowej drogi 73. Na szczęście niebawem wszedłem w las, ale za to… znaki szlakowe całkiem znikły. Jak się pojawiły po ok. 1,5 km, to z drugiej strony była kartka, że ze względu na budowę drogi zmianie uległ przebieg szlaku. Tyle, że ze strony, z której szedłem, tego nie było… Atrakcją dla mnie było szlakowe przejście nad trasą S7, poprowadzone kładką dla zwierząt – pierwszy raz w życiu szedłem taką kładką. Chwilę potem pojawiła się kolejna budowa drogi i konieczność marszu ruchliwym poboczem, no trudno, tylko kilometr… Wejście w las miałem przy pomniku, upamiętniającym sformowanie 4 PP Legionów AK. Dalej była już prosta droga przez błotnisty las do stacji PKP Tumlin, urozmaicona okazałymi grzybami i równie okazałymi kałużami… Na szczęście wóz spokojnie na mnie czekał. To był naprawdę męczący odcinek, wyszło mi 30 km, z czego sporo po kostce Bauma, asfalcie i ubitym na twardo szutrze. I w zasadzie – nic ciekawego… W drodze powrotnej zajechałęm do karczmy "Echa Leśne", położonej przy trasie szybkiego ruchu, nieco z tyłu narodowej stacji paliw i "restauracji pod złotymi łukami". Tam natrafiłem znowu na piwa z Bałtowa.
    Etap 4.
    Powtórka logistyczna poprzedniego odcinka, ale darowałem sobie dąb i hutę (ale jagodzianki kupiłem!). Znowu PKP z Tumlina do Kielc, potem znowu bus (ale inny), tym razem do Kuźniaków, gdzie jest drugi początek/koniec szlaku. Miły pan wysadził mnie tuż przy znaku szlakowym, przez co zapomniałem obejrzeć ruiny pieca hutniczego. Trudno. Pierwszym wzniesieniem jest Perzowa Góra, niedaleko potem dość ciekawa kapliczka Świętej Rozalii, mieszcząca się w niedużej jaskini. Potem wszedłem na Siniewską Górę (449 m npm), Baranią Górę, dalej znów musiałem wyjść z lasu i przechodząc przez Porzecze, zasuwać parę kilometrów wiejskim terenem odkrytym, trochę nawet wzdłuż drogi 74. Na szczęście za tą drogę wróciłem do marszu leśnego, po drodze miałem Kamień Piekło i Wykieńską Górę. Szlakowo ominąłem Tumlin-Podgród i przeszedłem przez ostatni ciekawy przyrodniczo element przygody – rezerwat Kamienne Kręgi (tuż obok jest kopalnia kamienia). W Tumlinie rzuciłem okiem na kościół i pomnik na jego wizawisie i przez wieś poczłapałem do stacji, przy której znowu czekał na mnie pojazd.
    Podsumowując – wiem, że najlepiej byłoby przejść taki szlak „ciągiem”, korzystając z dzikiego biwakowania albo agroturystyki. Można byłoby też zabazować w Kielcach i dojeżdżać na start/metę każdego etapu.
    Na to potrzeba jednak trzech-czterech dni, a tego nie miałem. W moim wariancie trudnością było ustalenie rozkładu jazdy lokalnych busów. One jeżdżą naprawdę przyzwoicie, choć niespecjalnie można to znaleźć w sieci.
    Jeśli ktoś chciałby zobaczyć i przejść esencję Gór Świętokrzyskich, to sugeruję odcinek Święta Katarzyna – Nowa Słupia, przechodząc m.in. przez Łysicę i Łysą Górę. To najciekawsza część, mająca też niezłą bazę gastronomiczną… Cała reszta… cóż, dla koneserów.

    Leave a comment:


  • LESNICZYy
    replied
    W sobotę byłem na Szyndzielni i Klimczoku .
    Na Szyndzielni dostępny Browar Dziedzice po 14 zł , reszta nie warta uwagi ...

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Trochę mi łyso, że jestem tutaj ostatnim Chomikaninem... .
    Ale co tam - melduję zakończenie zdobywania szczytów i przełęczy, zaliczanych do Turystycznej Korony Tatr. Wszystkich na liście jest 60, od Nosala po Rysy.
    W ubiegłym tygodniu dołożyłem ostatnie pięć: Czerwoną Ławkę, Lodową Przełęcz, Rakuską Czubę, Jagnięcy Szczyt i - świętą górę Słowaków - Krywań.
    W temacie piwnym - do niedawna w Tatrzańskiej Łomnicy był jakiś browarek, ale padł, a knajpka o pięknej nazwie "Beer Point" była nieczynna z powodów technicznych.

    Leave a comment:

Related Topics

Collapse

Przetwarzanie...