Śródmieście, Twarda 42, Chmielarnia

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

  • e-prezes
    replied
    Moglibyście skupić się na piwnych tematach, a nie dotyczących wypraw w Tybet?! Chyba, że coś pomyliłem i jest to forum kulinarno-podróżnicze.

    Leave a comment:


  • warzechow
    replied
    Takie tam sympatyczne momo-przekomarzanie w miłym duecie i tyle.
    Dużo zdrowia Ci życzę i skutecznej walki z zapalonymi oskrzelami.
    Pozdrawiam ciepło, Sławek.

    Leave a comment:


  • purc
    replied
    Drogi Sławku
    To właśnie był mój 11 trekking w Nepalu, kraju , który jest mi bliski,jak chyba żaden inny.
    Byłem teraz w Upper Dolpo , gdzie na szczęście nie ma jeszcze turystów, a miejscowe góry i kaniony rzek opustoszały , bo mieszkańcy uciekają przed zimą do terenów albo bardziej nasłonecznionych albo niżej położonych.Dyskusja o momo w tym aspekcie wydaje mi się trochę absurdalna, ale bez względu na kształt to jedna z najlepszych rzeczy do zjedzenia w Kathmandu. Do zobaczenia w Chmielarni /jak tylko pozbędę się tego zapalenia oskrzeli/.

    Leave a comment:


  • warzechow
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika purc
    Drogi Sławku

    Niestety nieprawdą jest , że momo w Nepalu ma wiele różnych wielkości. Owszem, ma kilkanaście rodzajów farszu i kilka metod przygotowania/ na parze, kothay czyli usmażone z 1 strony, oraz smażone/. Wielkość zawsze podobna - może pomyliło Ci się z Chinami, tam jest o wiele większa różnorodność.
    Jeśli zaś chodzi o meritum :
    1. Skargi Becika są równie płaczliwe co groteskowe.
    2. Natychmiast wezwać kelnerkę i zażądać wymiany.
    3. Nie skamleć.
    Drogi Purcu,
    meritum sprawy - nic dodać, nic ująć.
    Teraz momo.
    Wiem, ze jesteś ekspertem ( bez złośliwości ), bardzo wiele podróżujesz ( zazdroszczę ) i wiele razy byłeś w Nepalu i rejonie pd-wsch. Azji. Moje doświadczenie tutystyczne jest nikłe przy Twoim, obaj to dobrze wiemy, ale jest troszeczkę inne. Ta inność wynika z faktu, że rodzina mojej ukochanej żony jest bardzo liczna. Myślę, że w samym Kathmandu mamy z 15 dużych i wielo-osobowych domów. Goszcząc tu i ówdzie na rodzinnych śniadaniach, obiadach czy kolacjach, miałem przyjemność jeść momo naprawdę w przeróżnych odmianach. Pewnie nie było to wszystko zgodne ze sztuką kulinarną, ale cóż na to poradzę. Dodatkowo w jednym miejscu w Pokharze w takiej lokalnej knajpce tybetańskiej ( a o to niestety w tej ogarniętej szaleństwem turystycznym miejscowosci co raz trudniej ) jadłem tzw. Super -Momo. Tak się nazywały w karcie dań - było tego 4 lub 5 szt na porcję, były naprawdę olbrzymie, większe niż nasze duże pierogi, też zawijanie bocznie i pyszne. Jak widać też tak można, a czy to profanacja - świat idzie do przodu nawet w wysokich górach.
    Serdecznie Cię, Purcu, pozdrawiam i do zobaczenia przy momo i dobrym piwie.
    Sławek

    Leave a comment:


  • purc
    replied
    Drogi Sławku

    Niestety nieprawdą jest , że momo w Nepalu ma wiele różnych wielkości. Owszem, ma kilkanaście rodzajów farszu i kilka metod przygotowania/ na parze, kothay czyli usmażone z 1 strony, oraz smażone/. Wielkość zawsze podobna - może pomyliło Ci się z Chinami, tam jest o wiele większa różnorodność.
    Jeśli zaś chodzi o meritum :
    1. Skargi Becika są równie płaczliwe co groteskowe.
    2. Natychmiast wezwać kelnerkę i zażądać wymiany.
    3. Nie skamleć.

    Leave a comment:


  • emes
    replied
    Jak jest danie niezgodne z zamówieniem i ofertą w karcie to po co w ogóle je jeść i nie składa się reklamacji od razu? Je się to niesmaczne danie i ma się pretensje po jego zjedzeniu? Mi jak coś nie smakuje to je nie dojadam, a już najprostszą sprawa jak się lubi ostre potrawy, a takie nie są. Ja po prostu idę do.kelnerki albo do kuchni i proszę o ostrą przyprawę. Ja kilka mięsięcy temu w popularnym lokalu w centrum stolicy nie dojadłem dania i przy płaceniu powiedziałem że jedzenie mi nie smakowało, a kucharz powinien zmienić branżę. Nie reklamowałem dania bo miałem kilka spraw do załatwienia i nie miałem czasu na użeranie się z kelnerką i kucharzem, czy właścicielem. .Bądżmy świadomymi konsumentami i upominajmyi się o swoje prawa od razu a nie tylko w Internecie po jakimś czasie.

    Leave a comment:


  • warzechow
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika becik

    Zresztą nieważne, piszesz o moim fochu, a czy gdybyś Ty w jednej ze swoich ulubionych knajp spotkał się z totalną odwrotnością smaku to chciałbyś do niej iść ponownie z kobietą nie wiedząc co zastaniesz? Odpowiedz tak szczerze.
    Szczerze – na pewno nie zaszedł bym do niej na drugi dzień, ale nie byłbym tak radykalny, tym bardziej, że x razy tam jadłem i było OK. To pewnie także kwestia charakteru, poziomu pobłażliwości czy uznawania danego problemu za mało istotny. Na pewno jesteśmy w tych kategoriach inni, jak to u ludzi bywa.

    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika becik
    odp - niemożliwe aby świeży placek taandori był zimny)
    Zgadza się. Pewnie problemem był brak korelacji czasu wykonania placka i dań "sosowych" ( to dwie, czasem trzy osoby, robiące swoje w jednym czasie ) aby całość wyjechała na stół w tym samym momencie. Te placki wbrew pozorom stygną dość szybko. Oczywiście jest to nasz problem i nasza niedoróbka.
    Bedąc gościem nie obchodzi mnie jakie skomplikowane mechanizmy działają w kuchni. Oczekuję odpowiedniej jakości posiłku i już. Zresztą poprzedni mój post zawierał tak naprawdę krytykę Twojej zdeterminowanej postawy ( na mój gust przesadzonej ), a w meritum jakościowo – jedzeniowym przyznaję Ci rację.
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika becik
    Po zapłaceniu rachunku zapytałem się kelnerki czy jest może pan Ram?
    - Nie ma
    - To było czuć.
    Wzruszyła tylko ramionami
    Nepalski personel w naszej kuchni jest liczny oraz od czasu do czasu rotujący się jak w każdej firmie. Jestem doskonale świadomy różnic w wykonaniu potraw. Kwestia nawet nie w tym, że ten robi smacznie, a ten nie - po prostu inaczej.
    Nie wszystko da się ująć w standardy w stylu Maca ( straciło by to też sporo ze swojego uroku ), natomiast staramy się dążyć do jednolitego poziomu.
    Niektóre posiłki pasują mi wykonaniu Mistrza Rama, ale też są i takie, które bardziej mi leżą w wersji innych kucharzy.
    Od kelnerki zamiast ramion oczekuję celnej i kulturalnej riposty wyjaśniającej, ale nikt nie jest idealny.
    Zresztą tak zupełnie na marginesie, bardzo bawią mnie takie opinie naszych gości w stylu – to jest momo ?, absolutnie nie , byłem przecież w Nepalu i jadłem raz momo – były zupełnie inne.
    A przecież w Nepalu jest jak Polsce z zupą pomidorową – w każdym domu/knajpie/straganie ulicznym momo będzie inne, począwszy od smaku, a kończąc np. na 4 różnych wielkościach.

    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika becik
    Może w przyszłości jeszcze zawitam bo nigdy nie mówię nigdy. W najbliższej przyszłości raczej nie.
    Poczekamy, czas biegnie szybko.
    Pozdrawiam, Sławek

    Leave a comment:


  • becik
    replied
    Drogi Warzechow, co do placka to moje słowa o" wczorajszym" produkcie były być może naciągnięte, nie zmienia to jednak faktu, był zimny. Fasolka w balti z której w ustach czuć wypływajacą wodę...Dania ciepłe, nie gorące...

    Zresztą nieważne, piszesz o moim fochu, a czy gdybyś Ty w jednej ze swoich ulubionych knajp spotkał się z totalną odwrotnością smaku to chciałbyś do niej iść ponownie z kobietą nie wiedząc co zastaniesz? Odpowiedz tak szczerze. Poszedłbyś na obiad gdzie jesteś pewien że wszystko będzie perfekt czy tam gdzie nie wiadomo co dostaniesz?
    Z mojej strony to nie jest żaden foch tylko konsumenckie podejście.
    Chcę dobrze wydawać pieniądze, a nie na słabą przeciętność.

    Nic z żoną nie powiedzieliśmy podczas jedzenia (żona jadła jakąś rybę tajską, była dobra ale też ciepła, podzielała moje zdanie na temat mojego dania, co do naan teraz się jej zapytałem co sądzi o placku: odp - niemożliwe aby świeży placek taandori był zimny)
    Po zapłaceniu rachunku zapytałem się kelnerki czy jest może pan Ram?
    - Nie ma
    - To było czuć.
    Wzruszyła tylko ramionami

    Może w przyszłości jeszcze zawitam bo nigdy nie mówię nigdy. W najbliższej przyszłości raczej nie.

    Leave a comment:


  • warzechow
    replied
    Beciku, zgadzam się z Tobą, że danie powinno być smaczne, gorące i adekwatnie do opisu ostre.
    Nie wiem dlaczego w jednym zamówieniu spotkały się aż trzy gastronomiczne niedoróbki, ale ubolewam z tego powodu i bardzo Cię przepraszam.
    Natomiast wybacz, ale nie chce mi się czytać pierdów w stylu „ podano mi zimny placek z poprzedniego dnia „.
    Po pierwsze nie bawimy się w trzymanie placków z poprzedniego dnia, gdyż nie robimy ich na zapas, tylko na świeżo, pod konkretne zamówienie. Po drugie mam pytanie o Twoją reakcję na niewłaściwe jedzenie ( może była, nie wiem ). Gdybym to ja otrzymał symboliczny zimny placek w lokalu, poprosił bym o kolejny świeży, ciepły i smaczny.
    Właściwie to mógłbym zakończyć i czekać na odpowiedzi, ale jest jeszcze jedna sprawa, która troszkę boli, troszkę wkurza. Chodzi o konsumenckiego focha o którym wspomniał Pancernik z Warzywem. Jesteś ( już teraz – byłeś ) częstym gościem zadowolonym z jedzenia.
    Jedna wtopa i kończysz przygodę z tym miejscem. Zrozumiałbym, jeśli byś się struł okropnie i przeleżał tydzień na dializach. Ale to był durny zimny placek. Dla mnie totalna konsumencka pokazówka bez sensu, z infantylnie brzmiącymi hasłami o stracie klientów.
    Na szczęście jesteśmy w tak dużym mieście naszpikowanym gastronomią, że możesz sobie pozwolić na taką reakcję, przy każdym kulinarnym nieporozumieniu – nowych knajp jest multum.
    Niemniej jednak przy zmianie zdania i chęci dania nam ostatniej szansy – serdecznie zapraszam.
    Sławek

    Leave a comment:


  • becik
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Warzywo
    Naprawdę uważasz, że nikt nie ma prawa do błędu (ani jednego)? Nigdy nie zrobiłeś błędu w pracy? Czy ten błąd skreślał Ciebie i wykonywaną przez Ciebie pracę całkowicie i nieodwracalnie?
    Jeszcze zrozumiał bym gdyby to była pierwsza wizyta i ...sparzenie, ale chodząc tam często wiesz dobrze, że to tylko pojedynczy błąd i to zdecydowanie rzadki.
    Nie do końca rozumiem podejście do skreślania jakiegoś lokalu/punktu usługowe/producenta po JEDNEJ skusze?
    Błędy każdy popełnia.
    Tu nie można mówić o błędzie, błędem jest przypalenie, przesypanie soli etc. Tu błędów żadnych nie było, było lenistwo i bylejakość i zrobienie wszystkiego szybko na odwal się.
    Podany zimny placek (i pewnie z poprzedniego dnia) to jest błąd? Nie, to jest olewanie klienta.

    Nie będę ryzykował kolejnej skuchy bo mam do wyboru masę innych lokali, to chyba proste. Gdyby to był taki jedyny lokal z taką kuchnią to pewnie dawałbym szanse ale, że jest wybór...nie muszę i nie chcę.

    Leave a comment:


  • Warzywo
    replied
    Naprawdę uważasz, że nikt nie ma prawa do błędu (ani jednego)? Nigdy nie zrobiłeś błędu w pracy? Czy ten błąd skreślał Ciebie i wykonywaną przez Ciebie pracę całkowicie i nieodwracalnie?
    Jeszcze zrozumiał bym gdyby to była pierwsza wizyta i ...sparzenie, ale chodząc tam często wiesz dobrze, że to tylko pojedynczy błąd i to zdecydowanie rzadki.
    Nie do końca rozumiem podejście do skreślania jakiegoś lokalu/punktu usługowe/producenta po JEDNEJ skusze?

    Leave a comment:


  • becik
    replied
    Mój racjonalizm od Twojego jednak się różni. Jeśli dopuszczasz skuchy bo: mieli słabszy dzień, coś im nie wyszło, produkt był nie taki, nie przyłożyli się... to Twój wybór. Ciekawe kiedy cierpliwość do skuch Ci się skończy.
    U mnie nie miejsca na skuchy, wszystko ma być, o ile nie perfekcyjne to bardzo dobre. Na tym polega wiarygodność lokalu - poziom, poniżej, którego się nie schodzi. Poziom gwarantujący chęć powrotu do niego, nie mówiąc też o polecaniu go znajomych.
    Dopuszczam lekkie niuanse (jak np rzadszy sos niż powinien być) ale smak ogólnie powinien być mimo tego smaczny. Czym innym jest natomiast kiedy w jednym z najczęściej odwiedzanych lokali zjadłem coś co było ledwie przeciętne.
    Tak, masz rację, to mój portfel i nie będę ryzykować już ich wydawania na coś tak przeciętnego, byle jak zrobionego. Chmielarnię odwiedzałem z żoną nie ze względu na piwo tylko na dobrą kuchnię. Straciłem zaufanie do kuchni, a lokal stracił dwóch klientów.

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Mój lekki sarkazm wynika z tego, że - jak wywnioskowałem z Twego wpisu - bywaliście/bywałeś w Chmielarni częstym gościem.
    Zdarzyła się jedna "skucha" i osądzasz knajpę radykalnie, typu "no, no and never". Trochę mi to wygląda na konsumenckiego focha (masz do niego prawo, to Twoje pieniądze), niż na racjonalne podejście do sprawy .

    Leave a comment:


  • becik
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pancernik
    Widocznie jesteśmy obaj jeszcze zbyt mało wyrobionymi konsumentami...
    Być może, do ostatniego razu tez byłem bardzo zadowolony. Potrawy zawsze były gorące i pikantne. Napisałem o wrażeniach z konkretnej wizyty w konkretnym dniu.
    Piwa nie piliśmy więc o nim się nie wypowiadałem

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Byłem ze dwa-trzy tygodnie temu, w środku tygodnia ok. 20-ej full.
    Przycupnęliśmy z kumplem na chwilę przy barze, ale nim zdążyliśmy odebrać zamówione piwa, bardzo obrotna kelnerka znalazła nam stolik.
    Jedzenie było smaczne, ciepłe i... pikantne. Mój kolega zamówił bez papryczek, bo nie przepada za ostrościami i mówił, że dla niego było ostre.
    Moje danie (vindaloo) miało mieć trzy papryczki i było w porządku. Piwa były OK, co najwyżej ciut za zimne, ale jakoś sobie poradziliśmy .
    Widocznie jesteśmy obaj jeszcze zbyt mało wyrobionymi konsumentami...

    Leave a comment:

Related Topics

Collapse

Przetwarzanie...