

Droga powrotna już OK, zrobiło się znacznie cieplej, wszystko odmarzło. Do zapory jechałem z Wołosatego dość "dynamicznie", kilkakrotnie telefonując, czy aby zdążymy i żeby na nas poczekali...
Ze zwiedzaniem jest o tyle kiszka, że zwiedza się w grupie jedynie, a poza sezonem (czyli do maja) można się tylko do grupy podłączyć (od maja grupy "montowane" są co godzina). Grupa, która nas przytuliła, wchodziła o 14.00.
Samo zwiedzanie to najpierw chyba 10 minut filmu o tym, jak Irek Bieleninik zwiedzał zaporę (fragment programu TVN Turbo "Jak to ruszyć"), dość ciekawy. Potem ok. 15-20 minut spaceru z przewodnikiem we wnętrzu tamy, obowiązuje zakaz fotografowania (dosłyszałem to dopiero wychodząc...

Moim zdaniem, samo wnętrze ciekawe, choć liczyłem na znacznie więcej. Nie wiem, czy teraz bym także dopasowywał cały pobyt do terminu wejścia do tamy, zwłaszcza, że gdy zeszliśmy na dół z Tarnicy, naszym oczom ukazał się przepiękny, wolny od chmur i mgły krzyż na szczycie Tarnicy... Gdybyśmy wstali, jak biali ludzie, o 8-ej, zjedli śniadanie i wyjechali tak, aby w Wołosatem być o 10-ej, byłoby pięknie... Ale - gdyby szafa miała sznurek, to byłaby windą...

Leave a comment: