Przy piwie o górach

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

  • Pancernik
    replied
    W samej Chacie "najpijalniejszy" okazał się być PU .
    Lekko off-topując - zauważyłem tam kilka rodzin z dziećmi w wieku wczesnoszkolnym, spędzających wakacje.
    Miejsce jest super, chata wypasiona, niczym austriacki pensjonat, ale jeśli ktoś nie chodzi po górach (byli w szortach i japonkach), to co tam robić???

    Leave a comment:


  • darekd
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pancernik
    Stronie było bazą wypadową na Rudawiec i Kowadło z Bielic, z przerwą na fenomenalny obiad w Chacie Cyborga (polecam!).
    Dość blisko po czeskiej stronie też jest fajna metka /by być w temacie - leją Holbę/:


    Shop at Lovimals for the perfect personalized gifts for pet lovers and pets. Upload a photo of your pet - our artists will hand draw your pet and put it on a range of gifts from Prints, Towels, Custom Socks, Blankets, Sequin Pillows, Drinkware and lots more! Perfect gift for mom, dad, Christmas or Birthdays!


    Jedne z piękniejszych widoków wschodnich Sudetów jakie widziałem. Polecam obok chaty Cyborga:

    ZAREZERWUJ POBYT Chata Cyborga to rodzinny Dom Gościnny nadający się idealnie na krótszy i dłuższy pobyt o każdej porze roku. Zimą zapraszamy na narty, latem zaś na piesze lub rowerowe wycieczki po Sudetach. Zapraszamy w Dolinę Białej Lądeckiej, w Góry Złote i Bialskie, w zakątek zwany Sudeckimi Bieszczadami do

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    ... i już po górach... Przynajmniej na razie.
    Porwałem Młodego zaraz po zakończeniu roku (zdał! ) i pojechaaaaaliśmy.
    Najpierw do Stronia Śląskiego, zawijając po drodze o Czarnego Kura/Widawę i Paczków. W Paczkowie fajne mury obronne, ale wbito w nie jakieś bloki z lat chyba 60-tych, które teraz prostą drogą zmierzają ku slumsowiskom...
    Stronie było bazą wypadową na Rudawiec i Kowadło z Bielic, z przerwą na fenomenalny obiad w Chacie Cyborga (polecam!). Następnego dnia weszliśmy od czeskiej strony z parkingu za Zlatymi Horami na Biskupią Kopę, kończąc sudecki etap zdobywania KGP.
    Następnie transfer via Gliwice do Suchej Be, skąd zaczęliśmy "obrabiać" Beskidy. Po drodze przepłynęliśmy się Sztolnią Czarnego Pstrąga i, niejako z marszu, prawie wbiegliśmy na Skrzyczne, żeby nie spóźnić się na krzesełka, które kończą jazdę w dół o 17:15 (w sezonie letnim to chyba ciut za wcześnie...?).
    Kolejny dzień to niepozorny Czupel, który dał się nam baardzo we znaki - szliśmy i szliśmy, szliśmy i szliśmy... Potem nieco krótsza wędrówka na Lubomira, a ostatni dzień to Mogielica.
    Cały czas była pogoda prawie tropikalna, wypiliśmy i wypociliśmy hektolitry wody, za wyjątkiem zejścia z Mogielicy - też była woda w duuużych ilościach, ale z nieba, częściowo także zamarznięta do wielkości orzechów laskowych (waliło po łbach!). Jak zeszliśmy, jedyną suchą częścią garderoby był tył moich gaci, tylko dlatego, że niosłem spory plecak .
    Reasumując - zrobiliśmy kolejne siedem szczytów do KGP, odwiedziliśmy cztery browary restauracyjne. Nie udało się wejść na Babią Górę, trochę ze względu na pogodę, a trochę ze względu na trwający do dziś remont szlaku z Krowiarki na Sokolicę. Nic to, damy radę za rok

    Leave a comment:


  • lzkamil
    replied
    Zapraszam łodziaków i nie tylko do Piwoteki Narodowej w środę 20 czerwca wieczorem na prezentację o moich włóczęgach i wspinaczce na Bałkanach
    Tu jest zajawka.

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    W końcu się zebrałam i zgrałam zdjęcia, które można zatytułować "znalezione na szlaku"

    1. przełącz- czy przełęcz ?
    2. łania czy jeleń?
    3. hmmm, o jakiej to księżnej mowa?
    Attached Files

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    Długi weekend i kolejna górska wycieczka. Jednak ze względu na to, że ostatnio zbuntował mi się kręgosłup, tym razem postanowiliśmy spędzić ten wypad na luzie.
    Przetransportowaliśmy się w świąteczny czwartek do Harrahova. Tam obiadek i piweczko w browarze przy szklarni. Piweczko, jak zwykle pyszne, a obiadek....kotlet w cieście piwnym- bajka.
    Z Harrahowa, w rewelacyjnych humorach wgramoliliśmy się do Voseckiej Boudy. Mieliśmy wykupiony w niej nocleg z dwoma posiłkami, w tym kolacją. O śniadaniu nie ma co mówić, bo to standard, ale kolacja...Czekał na nas rewelacyjny kapuśniak, świeże, pyszne knedliki z gulaszem, a żeby tego było mało, to jeszcze szarlotka na deser. A samo schronisko, chociaż wydaje się ponure i jakoś nigdy nie budziło mojej sympatii, okazało się świetne. Jest bardzo zadbane i nieskazitelnie czyste. Zrobiliśmy nawet "test białej rękawiczki" na ramce obrazu oraz karniszach - ani jednego pyłku. Zaznaczę dla porządku, że leją tu Gambrinusa. Niestety, zbyt mocno gazowany i masłowy.

    W piątek z Voseckiej ruszyliśmy przez Łabską Boudę (leją Svjiany) do Dvoracków. Udało nam się, bo tylko dla nas nie chciano otwierać schroniska, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg i w tej samej cenie zaproponowano nam nocleg w hotelu. Postanowiliśmy nie protestować i jak się okazało- słusznie. Mieliśmy nawet lodówkę w pokoju, co akurat było potrzebne, bo nieśliśmy piwo z Harrahova oraz domowe dla jednego schroniska, ale o tym później.

    Schronisko z bardzo niemiłą jednak obsługą ( tzn. miłą - dla Niemców, co nam się potwierdziło w tym miejscu już drugi raz- jakiś w ogóle ewenement w tej chwili w tamtych stronach). Piwo- Budweiser 10-kwas (zwróciliśmy uwagę- dzięki pomocy Darkad i nie policzyli przynajmniej). Jak to w hotelu brak klimatu, zatem po meczu poszliśmy spać.

    W sobotę ruszyliśmy szlakiem przez Vbratową Boudę do Łabskiej Boudy, gdzie dołączyli do nas moi rodzice i dalej z nimi do Martinowej Boudy. Zaznaczę, że trasa jest przepiękna. Roztacza się z niej widok na sporą część czeskich Karkonoszy. Po drodze masa bunkrów, które robią niesamowite wrażenie. W Martinowej klasycznie wzmocniliśmy się diabelskim krvesajem i ruszyliśmy do Bradlerovych Boud. Parę lat temu, właśnie w weekend, gdy złamałam nogę, Piotr wyprosił o domowe piwo, które przyuważył w tej boudzie w lodówce. Okazało się kwasem, ale szef schroniska otrzymał je od kogoś, więc mógł o tym nie wiedzieć. Naszym celem od tamtego czasu, było przekazanie naszego piwa w ramach podziękowania. No cóż, spóźniliśmy się. Piwo przynieśliśmy, ale w Bradlerovych od jakiegoś czasu jest nowy właściciel. Leją Kozela- prawie niepijalny i Pilsnera Urquella (tym razem nie piliśmy, ale kiedyś, gdy już u nas nie dało się pić tego piwa- tam było przepyszne). Lekko smutni, zahaczając tylko na chwilę o niedźwiedzią boudę, zeszliśmy do Szpindla. A w niedzielę powrót, nową dla nas trasą, tj. przełomem Łaby. Dosyć długie podejście, jak na Karkonosze i sporo asfaltu, ale naprawdę ładny szlak. Chwila odpoczynku w Łabskiej, obiad w Voseckiej, trasa na polską stronę i..... na dobre złapał nas deszcz, który próbował nas dorwać przez wszystkie trzy dni, ale jakoś zawsze szedł trochę bokiem, albo nadchodził, gdy już byliśmy bezpieczni w schronisku. Niestety, przez tę pogodę nie udało się wrócić przez Szrenicę- chcieliśmy uciec z gór wyciągiem. Pozostało zejście przez Halę Szrenicką. Dobra wiadomość jest taka, że w schronisku w końcu jakieś niesamowite remonty, zła- trasa nadal tak kiepska i wyłożona kamieniami, jak za czasów, gdy chodziłam nią w podstawówce. Szybko przypomnieliśmy sobie, czemu odwiedzamy Karkonosze w zasadzie jedynie od strony Karpacza.....

    Teraz planujemy wycieczkę w Izery, gdzie już też dawno nas nie było...

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika leona
    Się robi.
    Ze szczytu widać było dobrze do odległości mierzonej tym przekaźnikiem na czeskiej stronie.
    A wiesz, że ten przekaźnik, to Czarna Hora...i na niej można się napić właśnie tego piwa ?

    Leave a comment:


  • leona
    replied
    Się robi.
    Poszliśmy z Karpacza czerwonym szlakiem. Nadal jest zamknięty od schroniska "Nad Łomniczką" z powodu śniegu (wersja z kasy KPN). W rzeczywistości śnieg zalega tuż pod grzbietem, mniej więcej od miejsca gdzie jest symboliczny cmentarz ofiar gór. Widoki były spore ale w chwili kiedy weszliśmy w okolice Domu Śląskiego, Śnieżka zasnuła się chmurami, w sam raz najwyższe kilkanaście metrów. Ze szczytu widać było dobrze do odległości mierzonej tym przekaźnikiem na czeskiej stronie.
    Potem standardowe zejście w dół czarnym szlakiem przez Biały Jar. Całość zajęła nam ok. 6 godzin (z lanym Krakonosem na Śnieżce) co po noclegu z duchami uznaliśmy za czas wyśmienity

    EDIT: oczywiście zapraszam do Gorczańskiej Chaty gorczanska.pl
    Ostatnia zmiana dokonana przez leona; 2012-05-15, 22:50.

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    Leona, czekam na krótki reportaż z wycieczki w Karkonosze Leży jeszcze trochę śniegu?
    I podaj proszę jeszcze nazwę schroniska, o którym rozmawialiśmy na FDP.

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    A bo się pośpieszyłam....Tak to jest, jak człowiek robi 5 rzeczy jednocześnie
    Dzięki za korektę

    Leave a comment:


  • piotry
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Basik
    [...]
    W sobotę wyjechaliśmy z Wrocławia do Korbielowa i wdrapaliśmy się do schroniska na Markowych Szczawinach. [...]

    Sprostowanie:
    Z Wrocławia do Zawoi. Do Korbielowa szliśmy na drugi dzień z Markowych.

    Leave a comment:


  • leona
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Basik
    [...]
    Co nas zaskoczyło, to że tamtejszy PTTK w ogóle nie dba o oznaczenie szlaków. Nie ma informacji, że jakieś stare zostały zamknięte i widnieją one ponoć nawet na nowych mapach. W dodatku gdy zaczyna się iść starym szlakiem, to jeszcze z początku są jakieś oznaczenia, które dopiero po jakimś czasie giną, bo zostały zdrapane albo zamalowane. Tak więc, jeżeli ktoś się tam wybiera, a nie zna dobrze okolic, to naprawdę musi uważać.
    To, że PTTK nie dba o szlaki to jedno - sam słyszałem panią prezes jednego z zasłużonych, beskidzkich oddziałów, bredzącą o tym, że utrzymanie i remont szlaków powinny opłacać samorządy (czyt. "państwo").
    Druga strona medalu to wydawnictwa. Wystarczy wejść do dobrze zaopatrzonej księgarni kartograficznej i widać dokładnie, że za wydawanie map może wziąć się każda łamaga.

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Kurka-blaszka, trza będzie na te oznaczenia na Babią uważać...
    Tygodniowe plany na lipiec - zakończyć KGP "w temacie" Sudetów, tzn. wejść na Rudawiec, Kowadło i Biskupią Kopę, przejechać w Beskidy, wejść na Skrzyczne, Czupel, Babią Górę (chyba z Przełęczy Krowiarki/Lipnickiej), Mogielicę i Lubomir. Uff...
    Po drodze różne atrakcje, w tym m.in. browary w Chrząstawie, Gliwicach, Bielsku i Żywcu .

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    Przyszedł czas, żeby się pochwalić w końcu naszym majowym weekendem.

    W sobotę wyjechaliśmy z Wrocławia do Korbielowa i wdrapaliśmy się do schroniska na Markowych Szczawinach. Wycieczka była trochę nerwowa, bo oznakowanie szlaków w Beskidzie jest fatalne i niechcący znaleźliśmy się na dłuższym szlaku niż planowaliśmy.
    W dodatku, co akurat na szczęście przewidzieliśmy, w górnych partiach gór leżał jeszcze śnieg, który utrudniał szybki marsz. Do schroniska dotarliśmy około 18-19. Szczęście w nieszczęściu okazało się, że jest wolny pokój (niestety, jakaś para nie dała rady tego dnia dojść do schroniska, ktoś zasłabł, ściągał ich GOPR).
    Schroniska na Markowych nie uważamy za takie złe, jak zwykło się słyszeć. Jest faktycznie nowocześniejsze, ale całkiem ładnie urządzone, obsługa jest miła, smaczne jedzenie (my akurat wzięliśmy żurek). Nie byliśmy w starym schronisku, które z pewnością miało więcej uroku i klimatu ( czego faktycznie tu brakuje). Ale generalnie nie jest źle. Na drugi dzień w planach mieliśmy Babią, ale zbyt wiele z tych planów nie wyszło. Na zboczach zalegają jeszcze grube warstwy śniegu, zapadnięcie się mogło okazać się przynajmniej bardzo nieprzyjemne. W dodatku tego dnia przeraźliwie wiało, w zasadzie momentami zdmuchiwało nas ze szlaku, zatem trzeba było zmodyfikować plan wycieczki. Poszliśmy przez Małą Babią (która i tak dała nam się we znaki), Głuchaczki ( z wizytą w Bacówce Vicoria K, której jednak na nocleg nikomu nie polecam) i dalej starym czarnym szlakiem do granicznego i do Korbielowa. Trasa masakryczna. Nie wiem już ile godzin byliśmy w drodze, ale chyba ok 20 km, to zrobiliśmy lekko. W dodatku, z plecakami-ja ok 14 kg a Piotry jeszcze więcej. Nocleg wypadł w Korbielowie, który dopiero budzi się do sezonu letniego. Na drugi dzień przy pięknej, słonecznej pogodzie, wdrapaliśmy się na Pilsko. Po drodze znów masa śniegu. Ten na szczęście, był trochę inaczej ułożony niż na Babiej i raczej pomagał niż utrudniał wejście, a zejście, to już w ogóle było błyskawiczne. Na samym szczycie już sucho, a widoki przepiękne...
    Co nam trochę zepsuło nastrój, to wizyta w hotelu na Miziowej. Jak "kucharz" już nawet mikrofali nie potrafi obsłużyć i odgrzać pierogów, to dla nas to jest porażka na całego.
    Generalnie, to było nasze trzecie podejście do tamtej części Beskidu i tym razem, na szczęście udane. Musimy jednak wrócić na Babią.
    Co nas zaskoczyło, to że tamtejszy PTTK w ogóle nie dba o oznaczenie szlaków. Nie ma informacji, że jakieś stare zostały zamknięte i widnieją one ponoć nawet na nowych mapach. W dodatku gdy zaczyna się iść starym szlakiem, to jeszcze z początku są jakieś oznaczenia, które dopiero po jakimś czasie giną, bo zostały zdrapane albo zamalowane. Tak więc, jeżeli ktoś się tam wybiera, a nie zna dobrze okolic, to naprawdę musi uważać.

    Leave a comment:


  • Basik
    replied
    Macie jakieś górskie plany na dłuugi weekend?
    My wstępnie planujemy trasę Babia-Pilsko (tylko jeszcze nie wiemy czy nocleg w Korbielowie czy gdzieś po drodze pod namiotem)-Rysianka. Na stronie Rysianki są aktualne zdjęcia gór, oby taka pogoda utrzymała się do długiego weekendu

    Leave a comment:

Related Topics

Collapse

Przetwarzanie...