Przy piwie o górach

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

  • Pancernik
    replied
    Uznacie mnie pewnie za lekkiego fetyszystę obuwniczo-trekkingowego, ale powyższy post podkreśla starą prawdę: buty do chodzenia po górach ma się dokładnie po to samo, po co się spisuje szczegółową umowę z partnerem byznesowym - nie na dobre dni, ale na złe...

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika artur77
    A co do klapkowiczów - sam kiedyś wylądowałem na 5 dni w Bieszczadach w półbutach typu pantofle i tzw. lepszym ubraniu. Mimo to nie mogłem sobie darować wycieczek górskich . Nogi trochę bolały .
    W zeszłym roku, jak byliśmy z dziewczyną w Bieszczadach, to ona też śmigała w pseudo adidasach. Wszystko było ładnie pięknie, przeszliśmy prawie wszystkie główne szlaki w Bieszczadach Wysokich. 6 dni śmigania bez żadnego wypadku, aż do dnia ostatniego, kiedy wychodziliśmy z bagażami na autobus i skręciła nogę na ostatnim stopniu. Szczęście w nieszczęściu, że już kilknaście godzin później byliśmy w domu.

    Leave a comment:


  • Swiecz
    replied
    Moja córka zaczęła wędrować po górach (Karkonosze) w zeszłym roku - w wieku 6 lat. W tym roku już śmigała aż miło (też Karkonosze)

    Leave a comment:


  • artur77
    replied
    Nosidło turystyczne to super pomysł od 1 do 3 roku życia. Ale średni sprzęt kosztuje ok 500-600 PLN. Wypożyczyć można, ale mało osób o tym wie, a poza tym na weekendy w rodzaju 1-3 maja, 15-17 sierpnia to pewnie rezerwować trzeba dwa lata z góry. Więc wózek zostaje nienajgorszym wyjściem dla turystów okazjonalnych. Chociaż to wejście do Kamieńczyka to makabra, ciężko mi sobie wyobrazić. No ale co się może stać - co najwyżej nie wejdą i zawrócą, zagrożenia życia albo zdrowia nie ma.

    Dwu i trzylatki w górach dają radę, tylko muszą być jakieś atrakcje (kamienie, nierówności, kałuże, oznaczenia szlaków na drzewach...). No ale na Szrenicę to nawet moja wprawiona córa nie da rady i więcej niż połowę drogi miałem ją na plecach. No i gratów trzeba mieć trochę więcej niż dla siebie...

    A co do klapkowiczów - sam kiedyś wylądowałem na 5 dni w Bieszczadach w półbutach typu pantofle i tzw. lepszym ubraniu. Mimo to nie mogłem sobie darować wycieczek górskich . Nogi trochę bolały .

    Leave a comment:


  • leona
    replied
    Nie demonizujmy Polaków.
    Podczas mojej wizyty w kanadyjskich Górach Laurentyńskich, łażąc po masywie Mont Tremblant, byłem indagowany dlaczego mam na nogach adidasy a nie trepy?
    Dodam, że najwyższy szczyt tego masywu to pic Johansen 968 m.n.p.m a w miasteczku u podnóża funkcjonowały letnie wypożyczalnie sprzętu oferujące.... wyłącznie buty trekingowe

    Leave a comment:


  • piotry
    replied
    Ostatnio dochodzę do wniosku, że ludzie nizinni (w tym ja ) wyolbrzymiają problemy jakie w górach można zastać. Nie raz spotykałem ludzi w klapkach i wiem, że to głupota. Jeśli jednak ktoś idzie na spacer w letni dzień z dzieckiem i sprawdził wcześniej pogodę to nie widzę problemu w zabieraniu i 2 letniego dziecka w małe góry (Karkonosze). W krajach gdzie góry to codzienność taki widok jest naturalny i nie budzi takich emocji.

    Wiem, że jako naród wiemy mało o górach. Wiem, że zdarzają się idioci w klapkach. Ale uważam, że przejście do Kamieńczyka jest jak najbardziej do pokonania przez wózek (zresztą udowadniali to spotkani przez ciebie ludzie) prowadzony przez ojca w klapkach.

    Do chodzenia po górach nie trzeba nie wiadomo czego. Wystarczą wygodne buty, kurtka przeciw wiatrowa/deszczowa, woda i prowiant (jak nie ma schroniska). Oczywiście są miejsca gdzie lepszy sprzęt się przydaje ale w polskich górach jest on często przerostem formy nad treścią

    pozdrawiam
    piotry
    Ostatnia zmiana dokonana przez piotry; 2012-09-04, 12:11. Powód: ortografia

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Dlatego wyczekałem, aż podrośnie...

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pancernik
    ...jakbym miał na plecach nosidło z Młodym, to nie wiem, gdzie miałbym resztę klamotów...
    Ja zacząłem z Młodym, gdy miał osiem lat...
    No ośmiolatek to już sam niech śmiga. Ja miałem na myśli dzieci 2 - 3 letnie

    Leave a comment:


  • Pancernik
    replied
    Kurdupla trza w góry wtrenowywać , ale mnie by się nie chciało taskać gościa w nosidle. Może dlatego, że chodzimy tylko we dwóch, i jakbym miał na plecach nosidło z Młodym, to nie wiem, gdzie miałbym resztę klamotów...
    Generalnie, z moich doświadczeń - dzieci w górach dają radę, ale nie można ich rzucać na wysoką górę (to taka autorska analogia do "głębokiej wody"...). Potrzebują więcej czasu na przejścia (krótsze nogi, więcej przerw), możliwie ciekawych tras i motywacji. Ważne są też atrakcje "pozagórskie", np. zamki, sztolnie, bunkry, muzea, parki linowe i inne takie.
    O tym, że dzieciaki powinny być odpowiednio wyposażone (buty i inne takie), nie wspomnę.
    Ja zacząłem z Młodym, gdy miał osiem lat, od Gór Świętokrzyskich i na początku, mimo "delikatności" tamtejszych szlaków, bywały momenty, że brałem go na barana.
    W tym roku, schodząc z Mogielicy, wpadliśmy w ulewę z gradobiciem i silnym wiatrem, trząsł się z zimna i krzyczał: "tata, już nigdy nie idę z Tobą w żadne góry!!!".
    A nie dalej jak wczoraj sam nawiązał do przyszłorocznych planów i wspominał napotkanych na szlaku palantów w klapkach...

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika piotry
    Wydaje mi się że trochę przesadzasz.

    Oczywiście klapki na śnieżkę to przesada, ale dzieci w wózkach w dolince to nic złego. Szczególnie, że dookoła kilka schronisk i dobry dojazd.
    Być może, ale wątpię w ich należyte przygotowanie.

    Podobnie było z podejściem na Szrenicę, a dokładnie dojście do wodospadu. Niby droga ubita, ale pewnie sam wiesz, jak wyglada to ubicie przed Kamieńczykiem. Kamienie wystające na każdym kroku, na całej szerokości scieżki, które wciskają się w stopy, nawet dojście lasem do czerwonego (?) szlaku jest pełne skałek i korzeni.

    No ale co tam, dwójka małych dzieci, wózek i jazda do przodu

    Leave a comment:


  • piotry
    replied
    Wydaje mi się że trochę przesadzasz.

    Oczywiście klapki na śnieżkę to przesada, ale dzieci w wózkach w dolince to nic złego. Szczególnie, że dookoła kilka schronisk i dobry dojazd.

    Osobiście widziałem niedawno ludzi w Fogaraszach z dzieckiem "na ramieniu". Wydawało się, że nie wiedzą co robią. Ale byli bardzo dobrze zorganizowani i wbrew pozorom postępowali bardzo ostrożnie i roztropnie. Np. trasę na 3h zaplanowali na 6h.

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika artur77
    A co Ci się nie podoba w "śmiganiu z dzieciakami nad Mały Staw". Dzieci trzeba oswajać z górskimi wycieczkami, bo inaczej będzie klops.
    Z dzieciakami i wózkami - dosłownie. Widziałem parę, która jakoś się doczłapała z bliźniakami i podwójnym wózkiem. Głównie chodzi mi o to, że ludzie nie mają wyobraźni. To to samo co wchodzenie w klpkach na Śnieżkę.

    Fajnym rozwiązaniem wydają się być te plecako - nosidełka, ale w praktyce nie wiem jak to wygląda.

    Leave a comment:


  • artur77
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika wasyll
    Nie wiem, jak można było z PKS jechać taryfą do wyciągu, wprawdzie idzie się z 20min, ale jak dla mnie to też cześć wyprawy.

    (...) Śmiganie z dzieciakami i wózkami nad Mały Staw i Śnieżkę to już chyba standard. O klapkach i sandałąch już nie wspomnę...
    Na usprawiedliwienie - miałem od 15 do 30 kg do dźwigania - w zależności od tego, czy moje dziecko szło, czy miało dość i pakowałem je do nosidła. Właściwe wycieczki miałem ze Szrenicy, na której spałem. Na tym podejściu czerwonym myślałem, że ostatecznie wyzionę ducha. To przejście przez Szklarską było dla mnie bez sensu, bo potem nic by ze mnie nie zostało.

    A co Ci się nie podoba w "śmiganiu z dzieciakami nad Mały Staw". Dzieci trzeba oswajać z górskimi wycieczkami, bo inaczej będzie klops.

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    No i po Karkonoszach. Byliśmy (z dziewczyną) od niedzieli rana do piątku. W tym czasie machnęliśmy niemal całą polską stronę pasma:

    * niedziela poświęcona na Śnieżkę, ot żeby zaliczyć. Wejście standardowo czerwonym szlakiem, zejście czarnym.

    * w poniedziałek wychodząc spod Wang udaliśmy się na Słonecznik (przez Polanę i Pielgrzymy). Stamtąd kierowaliśmy się na Śnieżkę, przechodząc na Stawami, żeby po pewnym czasie skręcić do Lucni Boudy na piwo. Dosłownie kilka chwil potem powrót na polską stronę i niebieskim szlakiem udaliśmy się nad Mały Staw. Swoją drogą bardzo urokliwe miejsce, chyba najefektowniejsze w Karkonoszach.
    Chwilę posiedzieliśmy, zjedliśmy, parę fotek się zrobiło i niebieskim szlakiem powrót na Polanę i do Wang.

    * wtorek to wędrówka na Przełęcz Okraj zielonym szlakiem przez Budniki. Po dojściu do celu weszliśmy do Czech (Mala Upa) i stamtąd żółtym szlakiem poszliśmy do Jelenki, a w sumie to na Jelenkę. Chwila przerwy i dojście do czarnego szlaku, stamtąd Sowią Doliną do Karpacza.

    * środa to dzień 'odpoczynku' - spod Wang udaliśmy się niebieskim szlakiem nad Mały Staw, tylko po to żeby posiedzieć, poleżeć, itd... W sumie 3 - 4 godziny lenistwa i do Karpacza.

    * czwartek to kulminacja naszej wyprawy. Pomimo lekkich obaw przez burzami, zdecydowaliśmy się jechać do Szklarskiej i jak to wcześniej planowaliśmy - wrócić górami.
    Nie wiem, jak można było z PKS jechać taryfą do wyciągu, wprawdzie idzie się z 20min, ale jak dla mnie to też cześć wyprawy.
    Podejście na Szrenicę to rzeczywiście masakra. Monotonna, wyczerpująca trasa, która się ciągnie mogłoby się wydawać w nieskończoność. Jakoś jednak zleciało i po około godzinie z hakiem byliśmy już na szczycie Szrenicy. No i stamtąd już standardowo - czerwonym szlakiem szliśmy do Przełęczy Karkonoskiej, stamtąd zeszliśmy na zielony i przez Pielgrzymy i Polanę zeszliśmy do Karpacza.
    Trasa bardzo fajna, idzie się przyjemnie i nie zawsze ładnie wydeptaną ścieżką (bardzo fajny odcinek jest poprowadzony zboczem Wielkiego Szyszaka (?), gdzie drepta się po sporych głazach ułożonych w ścieżkę na kamienistym zboczu).
    W sumie od Szkalrskiej (PKS) do naszego lokum (10min od Wang w dół Karpacza) szliśmy około 9 godzin. Po drodze dwa dłuższe postoje (około 30min każdy), kilka krótszych no i zdjęć też trochę machnęliśmy.


    Podsumowując całą wyprawę jestem ogólnie zadowolony, jednak do Karpacza już długo nie zawitam. Zawsze uważałem to miasto za ładne, typowo turystyczne itd. Może i tak jest, ale strasznie dużo tam niedzielnych gości. Śmiganie z dzieciakami i wózkami nad Mały Staw i Śnieżkę to już chyba standard. O klapkach i sandałąch już nie wspomnę...
    Oczywiście jest sporo ludzi, któzy przyjeżdzają poimprezować i narobić hałasu.

    W planach na przyszłość czeska strona Karkonoszy, tam na pierwszy rzut oka jest wszystko lepiej zorganizowane, poza tym powierzchia tego pasma w zdecydowanej większości jest właśnie po stronie naszych południowych sąsiadów.

    Leave a comment:


  • wasyll
    replied
    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika artur77
    Polecam dziś przetestowane rozwiązanie, które skraca wycieczkę ...
    Jako, że tą trasę biorę na siebie pierwszy raz to skracanie nie wchodzi w grę. Poza tym choć Szklarska, jako miasto mi się nie podoba - swój urok ma.

    Leave a comment:

Related Topics

Collapse

Przetwarzanie...